wtorek, 31 marca 2020

Recenzja Gates of Tyrant "Vortex Towards Death"


Gates of Tyrant
"Vortex Towards Death"
Putrid Cult 2020

Dziś mam na tapecie płytę, która zaskoczyła mnie przynajmniej dwa razy. Najpierw podczas pierwszej wspólnej randki. Wiedząc bowiem, że Gates of Tyrant pochodzi z Chile spodziewałem się mocnego, południowoamerykańskiego napierdolu. Moje rozczarowanie niezaspokojeniem żądzy krwi było tak wielkie, że odłożyłem ten krążek na jakiś czas do "poczekalni". W praktyce oznacza to niewielką możliwość otrzymanie drugiej szansy. Jakimś cudem jednak wróciłem do tego materiału i wcale kurwa nie żałuje, bo zaiskrzyło między nami i to bardzo. "Vortex Towards Death" to nieco ponad pół godziny black metalu w klasycznym skandynawskim stylu z początku drugiej fali. Chłopaki zamiast typowego dla kraju pochodzenia ognia serwują nam zimne jak lód, agresywne melodie, dość łatwo wpadające w ucho, zgrabnie przeplatane mocnymi akordami, którym towarzyszy wysokiej klasy, klasyczny black metalowy wrzask. Bez zbytecznych wirtuozerskich popisów czy akustycznych wstawek gnają do przodu nie robiąc sobie co chwila przystanków niczym regionalna osobówka. Chłoszczą mocno i bezpośrednio w stylu, który mocno kojarzy się z Finlandią czy Szwecją i takimi nazwami jak choćby Sacramentum, Behexen czy nawet chwilami Allegiance. Mimo iż poszczególne kompozycje zbudowane są na podobnych filarach absolutnie nie nużą. Przeciwnie, dobrych rozwiązań jest tu pod dostatkiem. Blasty tasują się z d-beatowym umpa-umpa, śmigającymi w tle solówkami a wszystko jest to poukładane z głową i rozwagą stanowiąc silnie zbitą lodową bryłę, niczym podbiegunowy lodowiec. Dzięki niemal wzorowej produkcji wszystkie instrumenty są doskonale słyszalne i całość działa niczym dobrze naoliwiona maszyna. Nie znajdziecie tu żadnych nowatorskich nowinek, ten album oparty jest wyłącznie na starych, sprawdzonych wzorcach odtworzonych najwyraźniej w przypływie niepohamowanej wściekłości. Takie granie lubię, takie granie przypomina mi, czym zasłuchiwałem się zanim jeszcze ktoś wpadł na genialny pomysł, że black metal może być post-cośtam i zaczął do tatara dodawać miodu. Słucham tego krążka już ładne kilka godzin i rośnie on w moich uszach z każdym następnym odsłuchem. Zdecydowanie polecam wszystkim maniakom czarciego brzęczenia z lat dziewięćdziesiątych. Bardzo dobry debiut.
- jesusatan

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz