czwartek, 12 marca 2020

Recenzja Gloom "Awaken"


Gloom
"Awaken"
Slovak Metal Army 2020

Do tej pory uważałem, że słowacki metal to przede wszystkim Malokarpatan, Krolok (choć w zasadzie to ci sami ludzie) i ewentualnie Ceremony of Silence. Trzeba zatem czasami dać szanse innym brygadom, niech się wykażą, co nie? Z tak wspaniałą myślą zarzuciłem dziś trzeci album pochodzącego z tego pięknego kraju Gloom. Czym zatem raczy nas kwartet młodzieńców ubranych w zgrabne fatałaszki? No cóż... Pamiętacie Crematory? Nie, kurwa, nie ten szwedzki, ten pochodzący zza naszej zachodniej granicy. Słowacy bankowo pamiętają i najwyraźniej stawiają ich sobie za wzór. Ich muzyka to bowiem gothic metal w najgorszym z możliwych wariantów. Mamy tu możliwość obcowania z pitoleniem po całości. "Awaken" to miłosne piosenki śpiewane czystym głosem wzdychającego za pojawiającą się w jego mokrych snach "narzyczonom" prawiczka. Co gorsza, ów niewyruchaniec, prowadzi tu dialogi wokalne z ową łanią, której głos jest tak tandetny i wkurwiający, że (cytując klasyka) "trzymajcie mnie bo nie wytrzymie!". Zdarza się też, maj darlin rozumisz, że owego kochasia wspomagają chóralnie koledzy z którymi, jak mniemam, łączy go poniekąd wstydliwa przeszłość i eksperymenty seksualne z okresu dojrzewania. Tym pojękiwaniom towarzyszą delikatne gitary udające metal, ale taki lajtowy, żeby czasem nie zadrapać zadartym pazurkiem kochasia po szyjce. Zresztą nie wiem po jaki chuj tu wspomniane gitary, skoro rolę przewodnią pełnią na tym płytu przesłodzone i wszechobecne klawisze od których można się spawiować. Kolejne utwory są zagrane od szablonu, głaszcząc po głowie bardziej irytująco niż babcia na osiemnastych urodzinach, zachwycająca się jak to wnusio szybko urósł. Nie będę nawet rozpisywał się nad sterylnym niczym ręce chirurga brzmieniem. Ja pierdolę! Za dotrwanie do końca tego gniota powinna być przyznawana jakaś specjalna nagroda, nie wiem, może jakiś medal za zasługi. Ja bym go niestety i tak nie dostał, bo na dwa numery przed końcem nie zdzierżyłem z powodu poziomu lukru w usznych małżowinach. Przy tym gównie twórczość Mausera z małżonką, nie pamiętam jak to się kurwa nazywało, była mistrzostwem świata i okolic. Nie jestem w swoim ograniczonym zapewne umyśle pojąć, jak ktoś może inwestować pinionszki na wydawanie, a tym bardziej na kupowanie takiego gówna. Do premiery jeszcze daleko. Może się ostatecznie rozmyślą. Jeśli nie, ostrzegałem by nie dotykać.
- jesusatan

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz