Turia
"Degen
van Licht"
Eisenwald
2020
Po
ten krążek sięgnąłem z dwóch powodów. Pierwszym była
ciekawość, co to za horda zagra w Poznaniu za dwa dni. Drugi
sprowokowało zdjęcie zespołu, na którym troje młodzieńców stoi
na jakimś wzgórzu dzierżąc w dłoniach odpowiednio – dzwonek,
szpadę i trąbkę. Oho, będzie kabaret – pomyślałem. Mimo
podświadomej chęci na taki właśnie obrót sprawy nic takiego nie
nastąpiło. Wręcz przeciwnie, "Degen van Licht", mimo iż
mną nie pozamiatał, na dłuższą chwilę zagościł w moim
playerze. Holendrzy grają atmosferyczny black metal, czyli gatunek
niekoniecznie bliski mojemu sercu. Robią to jednak w taki sposób,
że moje skojarzenia z wkurwiającymi klawiszami, laskami na chórkach
czy przesadzoną słodyczą idą w pizdu. Owszem, album ten jest dość
łagodny. Nie ma tu wyeksponowanej agresji czy wściekłych wokali.
Wszystko rozgrywa się na płaszczyźnie wciągającej i
hipnotyzującej atmosfery w klimacie zimy umiarkowanej. Gitary bzyczą
dość miękko, kołysząc równomiernie i nadając podkład pod to,
co dzieje się w tle. A tam można doszukać się całkiem niezłych
melodii. Mimo iż poszczególne utwory nie są jakoś specjalnie
zróżnicowane, chwilami można nawet powiedzieć, że oparte na
wielokrotnych powtórzeniach, są nieodzownymi, niezbędnymi
elementami układanki. Ten krążek należy bowiem traktować jako
nierozerwalną całość i zanurzać się w nim beż pośpiechu,
najlepiej w odosobnieniu. Sposób w jaki Turia buduje napięcie
kojarzy mi się bezpośrednio z islandzkimi zespołami. Wszystko jest
tutaj dokładnie przemyślane i odpowiednio wyważone. Pojawiające
się często wolne, nastrojowe fragmenty mogą też przywoływać na
myśl mistrzowski In The Woods, a zastosowane w niewielkiej,
odmierzonej z aptekarską dokładnością wszelkiego rodzaju
dzwoneczki, śladowe klawisze czy dźwięki trąbki niesamowicie
podsycają klimat tego albumu. Nawet dość jednostajnie brzmiący
wokal zgrabnie wkomponowuje się w całość, nie wybudzając
niepotrzebną agresją ze stanu hipnozy, czy też sennej podróży
jakiej mamy tu przyjemność doświadczać. W zasadzie to, co tworzy
Turia mógłbym nazwać relaksacyjnym black metalem, idealnie
wyważoną odskocznią od kompletnej surowizny, której to jestem
wielkim fanem. Brzmienie nie jest w żadnym stopniu przekombinowane,
jest dość czytelne, chłodne i analogowe. Całość materiału jest
bardzo spójna i mocno intrygująca. Sprawdźcie ten krążek, nawet
jeśli, tak jak ja, nie jesteście maniakami atmosferycznego black
metalu. Być może spodoba się on także wam. Niezła płyta.
-
jesusatan
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz