wtorek, 24 marca 2020

Recenzja RUNEMAGICK „Into Desolate Realms”

RUNEMAGICK 
„Into Desolate Realms”

High Roller Records 2019

Runemagick, to zespół, który od zawsze był trochę niedoceniany i wg mnie nadal tak jest. Zarówno ich death metalowe oblicze, jak i późniejsza Death/Doom Metalowa inkarnacja nie doczekały się i już pewnie nie doczekają uznania, na jakie zasługują. Szwedzki kwartet nigdy nie tworzył jakichś przełomowych dzieł, ale ich płyty od zawsze trzymały równy, wysoki poziom i były najzwyczajniej w świecie solidnymi, więcej niż dobrymi albumami. Nie inaczej jest w przypadku wydanej w ostatnim kwartale 2019 roku, trzynastej płyty Runemagick. „Into Desolate Realms” to 70 minut ciężkiego, wgniatającego w podłoże, monolitycznego, przetaczającego się po słuchaczu z gracją drogowego walca Death/Doom Metalu o nieco transcendentalnym, mistycznym i mrocznym charakterze. Żadnych niespodzianek tu nie uświadczysz. Zespół ten jest dla mnie doskonałym przykładem, jak używać znane już elementy, jednak umiejętnie, w odpowiedniej ilości i w charakterystyczny dla siebie sposób, do osiągnięcia konkretnego celu. Równa, niespieszna, intensywna, ociężała sekcja gniecie zatem potwornie, głębokie, tłuste wiosła zainfekowane posępną melodyką rzeźbią riffy, które brzmią jak połączenie poniewierających zagrywek cechujących wolny, zdołowany Metal Smierci z zadymionymi, mglistymi, przeciąganymi patentami Electric Wizard i surowością Doom/Black Metalowej twarzy Celtic Frost. Całość uzupełniają zawodowe, złowrogie, przygnębiające nieco wokale Nicklasa Rudolfsson’a. Główną uwagę słuchacza skupiają świetne, chwytliwe, grube gitarowe riffy o klasycznym charakterze, malujące pełną paletą ponurych barw różnorodne światy o zwodniczej urodzie i tworząca tajemniczą atmosferę pajęczyna stworzona z przeplatających się linii gitar akustycznych, oraz dźwiękowe pejzaże oparte na zwartych, smolistych, wkręcających się głęboko pod potylicę wiosłach. Brzmienie, jak przystało na ten gatunek pełne, mięsiste, podlane ołowiem i przestrzenne, wiec „Into…” przytłacza, miarowo i precyzyjnie zgniatając klatkę piersiową oraz odbierając życiodajny oddech. Zdaję sobie sprawę, iż dla niektórych długość płyty będzie rzeczą trudną do przejścia, ale wierzcie mi, w przypadku tego albumu nie czujemy zmęczenia, a te 70 minut zlatuje zadziwiająco szybko, zresztą w Death/Doom Metalu taka długość albumu to w zasadzie norma. Świetna płyta i zarazem jedna z najlepszych produkcji w długiej karierze Runemagick. Produkcja, która powinna znaleźć się w kolekcji każdego, szanującego się konesera śmiertelnej, dźwiękowej zagłady.
Hatzamoth     


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz