Necromorbid
"Satanarchrist
Assaulter"
Caligari
Rec. 2020
Włoski
Necromorbid, który dał się poznać wydanym cztery lata temu
debiutanckim "El dia de la bestia" powrócił właśnie z
drugim albumem. Zapewne fakt ten ucieszy wielu posiadaczy masek
gazowych i pasów z nabojami. No bo co, fajna nazwa jest, sugestywna
okładka i tytuł też, więc czy może być źle? No dobra, czasem
może, jednak nie w tym przypadku. Wystarczy dosłownie kilka chwil,
byśmy zyskali pewność, że jest bardzo dobrze. Jak się nietrudno domyśleć "Satanarchrist Assaulter" to półgodzinny
zmasowany, barbarzyński death/war metalowy atak na narządy słuchu.
Makaroniarze nakurwiają aż miło, dewastując wyrazistymi
gitarowymi harmoniami łamiącymi kości i wyrywającymi kręgosłup
razem z płucami. Te także niemiłosiernie wypluwa z siebie
odpowiedzialny w zespole za bluźnierstwa Dysangelium, rzygając
żółcią w iście Helmkampowym stylu, chwilami z szybkością
karabinu maszynowego. Aby nie było zbyt jednostajnie, wzbogaca swoje
wymioty głębokim, zwierzęcym rykiem i trzeba przyznać, że te
wokalne dialogi brzmią doprawdy szatańsko. Są niczym bitewne
wezwania rzucających się na okaleczone archanioły demonów.
Skojarzenia ze wspomnianym Angelcorpse nie dotyczą jednak jedynie
wokaliz. Sama muzyka często przypomina dzicz, która stanowiła o
sile choćby kultowego "Exterminate". Nie zaznacie na tej
płycie ani chwili wytchnienia, Necromorbid serwują nam wojnę w
czystej postaci, bez znamion litości czy współczucia. Od początku
do końca jest to szarża na wszelkie świętości, tak intensywna,
że sam Chrystus ucieka do taty z krzykiem "Oddal ode mnie ten
kielich!". Idealnie zbalansowane jest na tym albumie brzmienie,
bez zbytniego wrzucania piachu w idealnie działające tryby jednak z
zachowaniem odpowiedniej dawki rdzy. Nad "Satanarchrist
Assaulter" unosi się bitewny pył, plugastwo i bluźnierstwo.
Doprawdy, ten materiał kasuje opisywany tutaj chwilę temu debiut
Blasphamagoatachrist jednym splunięciem. Świetny krążek! Rzekłem.
-
jesusatan
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz