poniedziałek, 16 marca 2020

Recenzja JORDABLOD „The Cabinet of Numinous Song”

JORDABLOD
„The Cabinet of Numinous Song”
Iron Bonehead Production 2020



To, co słyszę na drugim albumie szwedzkiego Jordablod nieodparcie kojarzy mi się z dźwiękami, jakie ongiś tworzyli norwescy wizjonerzy z Ved Buens Ende. Podejście Filipa Lundstrӧma do rzeźbienia w Black Metalowej materii jest podobnie nieszablonowe i niekonwencjonalne, a zarazem bardzo charakterystyczne i na swój sposób oryginalne. Surowe, psychodeliczne, przepastne dźwięki sięgające głęboko do źródeł ciężkiego, eksperymentalnego grania, które wypełniają ten krążek oparte są w głównej mierze o szerokie wykorzystanie efektów gitarowych i potrafią zdrowo przeorać mózgownicę potencjalnego odbiorcy. W gęstym, zwartym zgiełku wioseł przewijają się dzikie, chropowate, paskudne, powykręcane, post-punkowe tekstury, niemal hardrockowe, dynamiczne implikacje, awangardowe, agresywne, zatopione w rozlewającym się wokół pogłosie, tradycyjne i ekstrawaganckie, falujące Black Metalowe riffy napędzane rytmem, niespodziewane, harmoniczne przesunięcia oraz spowite kwaśnymi oparami halucynogennych dźwięków post-rockowe rozwiązania. Są tu także spokojniejsze, bardziej nastrojowe sekcje, które dają trochę oddechu, ale podskórnie czujemy, że to tylko wyciszenie przed kolejną, szaleńczą burzą dźwięków. Jest to dosyć zwodniczy album, który trzeba słuchać ze sporą uwagą. Produkcja jest jednocześnie zła i dobra, to nie jest jazgot dla samego jazgotu, tu cały czas coś się dzieje, a pod powierzchnią brudnego, hałaśliwego brzmienia kryją się odważne i nieszablonowe rozwiązania. Majestatyczny mrok jest tu wszechobecny. Oplata odbiorcę niczym lepka pajęczyna utkana z ciemności. Nie do końca leży mi ta popaprana twórczość, choć niektóre wałki, jak choćby „Hin Odes Mystär” konkretnie przejechały się po moich zwojach mózgowych. Za odważne i nieszablonowe podejście do tematu biję jednak brawo i chylę czoła. No i taki właśnie jest najnowszy pomiot Jordablod. Czasami psychodeliczny i ezoteryczny, momentami piekielnie hałaśliwy, ale przede wszystkim hipnotycznie brutalny. Jest to jedna z tych płyt, którą każdy musi posłuchać sam i stwierdzić, czy go to jara, bowiem w tym przypadku będzie zapewne tyle opinii, ilu słuchaczy. Zapoznać się z „The Cabinet…” w każdym razie na pewno warto.

Hatzamoth

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz