MÆRE
„I”
Lavadome
Productions 2020
Mære
to powstały stosunkowo niedawno, niemiecki zespół, jednak ludzie, którzy go
tworzą, do nowicjuszy bynajmniej nie
należą. Grali oni bowiem w takich zespołach jak Embedded, Ingurgitating
Oblivion, czy Slaughterday, a to przecież marki uznane w undergroundzie. Pod
koniec stycznia tego roku dzięki Lavadome Productions ukazała się pierwsza, pełna
płyta Niemców. Płyta doskonała, dodajmy, która głęboko przeorała me zwoje
mózgowe niczym ogromny, wieloskibowy pług o nieregularnych, poskręcanych
lemieszach. To, co słyszymy na „I” jest doprawdy porażające. Gęsty, ponury,
obskurny, zdeformowany Death Metal grany przez Mære rozrywa na strzępy, a
następnie miażdży to, co pozostało. Materiał ten po brzegi wypełniony jest
chropowatymi, smolistymi, przerażającymi, dychotomicznymi teksturami riffów,
gniotącą potwornie, wykoślawioną momentami solidnie sekcją z potężnym basem i
chorymi, brutalnymi, demonicznymi wokalizami. Atonalne zagrywki i
psychodeliczne harmonie, które czają się tu na każdym kroku, powodują u
słuchacza stan niepokoju, napięcia i podniecenia. Słuchanie tej płyty, to
trochę tak, jak chodzenie po krawędzi jebanej brzytwy. Potwornie intensywny to album także dzięki
brzmieniu, jaki posiada ten materiał. Sound beczek jest naturalny, ale
jednocześnie kurewsko ciężki, wiosła są niczym zatopione w płynnym ołowiu, a
jednak nie zalewają słuchacza bezkształtną masą niezrozumiałych riffów, a bas
posiada odpowiednią głębię. Płytka ta ma wg mnie jeszcze jedną zaletę. Trwa
niespełna 27 minut, co przy tak popapranej muzie jest wręcz idealną długością,
poza tym, jak wiadomo lepszy niedosyt, niż nadmiar. Dla mnie to zakup
obowiązkowy. Wszyscy, którym twardnieją sutki podczas słuchania płyt Ulcerate, Blood
Incantation, czy ostatnich produkcji Gorguts, mogą łykać „I” w ciemno. Satysfakcja
gwarantowana.
Hatzamoth
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz