niedziela, 15 marca 2020

Recenzja MÆRE „I”

MÆRE
„I”
Lavadome Productions 2020


Mære to powstały stosunkowo niedawno, niemiecki zespół, jednak ludzie, którzy go tworzą, do nowicjuszy bynajmniej nie należą. Grali oni bowiem w takich zespołach jak Embedded, Ingurgitating Oblivion, czy Slaughterday, a to przecież marki uznane w undergroundzie. Pod koniec stycznia tego roku dzięki Lavadome Productions ukazała się pierwsza, pełna płyta Niemców. Płyta doskonała, dodajmy, która głęboko przeorała me zwoje mózgowe niczym ogromny, wieloskibowy pług o nieregularnych, poskręcanych lemieszach. To, co słyszymy na „I” jest doprawdy porażające. Gęsty, ponury, obskurny, zdeformowany Death Metal grany przez Mære rozrywa na strzępy, a następnie miażdży to, co pozostało. Materiał ten po brzegi wypełniony jest chropowatymi, smolistymi, przerażającymi, dychotomicznymi teksturami riffów, gniotącą potwornie, wykoślawioną momentami solidnie sekcją z potężnym basem i chorymi, brutalnymi, demonicznymi wokalizami. Atonalne zagrywki i psychodeliczne harmonie, które czają się tu na każdym kroku, powodują u słuchacza stan niepokoju, napięcia i podniecenia. Słuchanie tej płyty, to trochę tak, jak chodzenie po krawędzi jebanej brzytwy. Potwornie intensywny to album także dzięki brzmieniu, jaki posiada ten materiał. Sound beczek jest naturalny, ale jednocześnie kurewsko ciężki, wiosła są niczym zatopione w płynnym ołowiu, a jednak nie zalewają słuchacza bezkształtną masą niezrozumiałych riffów, a bas posiada odpowiednią głębię. Płytka ta ma wg mnie jeszcze jedną zaletę. Trwa niespełna 27 minut, co przy tak popapranej muzie jest wręcz idealną długością, poza tym, jak wiadomo lepszy niedosyt, niż nadmiar. Dla mnie to zakup obowiązkowy. Wszyscy, którym twardnieją sutki podczas słuchania płyt Ulcerate, Blood Incantation, czy ostatnich produkcji Gorguts, mogą łykać „I” w ciemno. Satysfakcja gwarantowana.

Hatzamoth

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz