środa, 11 marca 2020

Recenzja IZTHMI „The Arrows of Our Ways”

IZTHMI
„The Arrows of Our Ways”
Within the Mind Records 2020


Słucham już któryś raz debiutanckiej płyty amerykańskiego Izthmi i nie bardzo wiem tak do końca, jak się do niej odnieść. Nie myślcie, że nagle ogłuchłem, lub mam pomroczność jasną, jak ongiś syn jednego z naszych polityków. Izthmi wykonuje atmosferyczny Black Metal oparty na równej, solidnej, dynamicznej sekcji, (tworzącej w zasadzie podkład pod rzeźbiące na pierwszym planie wiosła), jadowitych, melancholijnych, chłodnych riffach i emocjonalnych wokalach o kilku barwach. Składniki te podparto umiejętnie klawiszem, co podkręciło dodatkowo mglisty, posępny, lekko depresyjny feeling, jaki wypływa z tego krążka. „The Arrows…” nie jest jednak typową, ciepłą kluchą. Sporo tu agresywnych patentów nasyconych autentyczną furią klasycznego Black Metalu, które mieszają się z instrumentalnymi pasażami o progresywnym zacięciu, elementami dusznego blackgaze i zagrywkami znanymi z melodyjnego Death Metalu. Można tu także wyczuć wibracje nieco podobne do tego, co zawarte było na „Orchid” czy „Morningrise” wiadomo kogo. Warstwa liryczna jest konceptem z historią skupiającą się na aktualnym kryzysie ekologicznym oraz poszukiwaniu przez jednostkę celu i sensu istnienia w czasach pesymizmu, braku wartości i ucisku. Temat ambitny, jak dla mnie nawet zbyt ambitny, gdyż nie trafia do mnie to ględzenie o omylności człowieka i rozczarowaniu współczesnym stanem świata. Warstwa muzyczna też nie do końca do mnie przemawia, choć słychać, że muzycy umiejętności mają spore i zakręcić odpowiednio potrafią. Stąd też moje rozterki, o których wspominałem na początku tej recki. Choć niezłych patentów tu sporo, to jako całość nie gada do mnie ta płyta i jest mi całkowicie obojętna. Przelatuje ta muza gdzieś bokiem, nie wywołując u mnie absolutnie żadnych emocji. No cóż, próbowałem, ale nie zażarło. To jednak nie dla mnie.

Hatzamoth

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz