IZTHMI
„The Arrows of Our Ways”
Within the Mind Records 2020
Słucham
już któryś raz debiutanckiej płyty amerykańskiego Izthmi i nie bardzo wiem tak
do końca, jak się do niej odnieść. Nie myślcie, że nagle ogłuchłem, lub mam
pomroczność jasną, jak ongiś syn jednego z naszych polityków. Izthmi wykonuje
atmosferyczny Black Metal oparty na równej, solidnej, dynamicznej sekcji, (tworzącej
w zasadzie podkład pod rzeźbiące na pierwszym planie wiosła), jadowitych,
melancholijnych, chłodnych riffach i emocjonalnych wokalach o kilku barwach.
Składniki te podparto umiejętnie klawiszem, co podkręciło dodatkowo mglisty,
posępny, lekko depresyjny feeling, jaki wypływa z tego krążka. „The Arrows…”
nie jest jednak typową, ciepłą kluchą. Sporo tu agresywnych patentów nasyconych
autentyczną furią klasycznego Black Metalu, które mieszają się z
instrumentalnymi pasażami o progresywnym zacięciu, elementami dusznego
blackgaze i zagrywkami znanymi z melodyjnego Death Metalu. Można tu także
wyczuć wibracje nieco podobne do tego, co zawarte było na „Orchid” czy
„Morningrise” wiadomo kogo. Warstwa liryczna jest konceptem z historią
skupiającą się na aktualnym kryzysie ekologicznym oraz poszukiwaniu przez
jednostkę celu i sensu istnienia w czasach pesymizmu, braku wartości i ucisku.
Temat ambitny, jak dla mnie nawet zbyt ambitny, gdyż nie trafia do mnie to
ględzenie o omylności człowieka i rozczarowaniu współczesnym stanem świata.
Warstwa muzyczna też nie do końca do mnie przemawia, choć słychać, że muzycy
umiejętności mają spore i zakręcić odpowiednio potrafią. Stąd też moje
rozterki, o których wspominałem na początku tej recki. Choć niezłych patentów tu
sporo, to jako całość nie gada do mnie ta płyta i jest mi całkowicie obojętna.
Przelatuje ta muza gdzieś bokiem, nie wywołując u mnie absolutnie żadnych
emocji. No cóż, próbowałem, ale nie zażarło. To jednak nie dla mnie.
Hatzamoth
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz