niedziela, 8 marca 2020

Recenzja Ævangelist "Nightmarecatcher"


Ævangelist
"Nightmarecatcher"
Hells Headbangers 2020

Ævangelist jest zespołem, który niejednokrotnie sprowadził mnie do parteru, dlatego też każda zapowiedź ich nowego wydawnictwa przyprawia mnie o szybsze bicie serca. A że Matron Thorn, człowiek za ów projekt odpowiedzialny, jest typem co to na dupie pięć minut nie usiedzi, to i tych palpitacji było sporo. Co prawda ostatnimi czasy zespół miał krótką przerwę, racząc nas bardziej okołomuzycznymi informacjami, lecz po zmianie składu wraca właśnie z kolejnym materiałem. "Nightmarecatcher" przynosi trzy nowe utwory trwające łącznie ponad pięćdziesiąt minut. Trzy utwory, które udowadniają, że... zmęczenie materiału przy tak intensywnej pracy kiedyś jednak, wcześniej lub później, następuje. Przede wszystkim duet na tym materiale zatracił praktycznie wszystkie swoje atuty. Zniknęła gdzieś wspaniała, szaleńcza atmosfera, przerzedziła się intensywność dźwięków, wyleczona została schizofrenia i pojebany klimat którym Amerykanin tak mnie zachwycał. Na "Łowcy Koszmarów" jawi się on niczym zagubiony we własnej twórczości chłopiec, starający się kopiować samego siebie. Otwierający krążek "The Origin of the End of All : Pain of the Fallen" jest faktycznie bolesnym upadkiem, rozkręcającym nie niemożebnie długo męczącym już po dwóch minutach wprowadzeniem. Zespół stara się budować mroczną atmosferę, jednak zdaje mi się, że najzwyczajniej w świecie brakuje im pomysłów. Wszystko jest tutaj rozwleczone i rozmemłane do granic możliwości, tak jakby Matron chciał koniecznie nagrać album godzinny przy użyciu dosłownie kilku riffów. Tych interesujących, faktycznie, można parę znaleźć, jednak dowolny kawałek choćby z "Matricide In the Temple of Omega" zawierał ich pięć razy więcej niż cały omawiany tu album. Na "Nightmarecatcher" przewijają się w powolnym tempie znane już wcześniej, charakterystyczne akordy, czasem w tle wybrzmiewają jakieś dziwne dźwięki, jednak brakuje tutaj tego chorego szaleństwa i po prostu wieje nudą. Utwory są jednostajne i kompletnie nie przykuwają uwagi. I nie ratuje tego albumu nawet typowe, ciężkie, smoliste brzmienie. Według mnie Ævangelist zaczął w tym momencie wpierdalać własny ogon. Myślę, że Thorn powinien zdecydowanie zrobić sobie przerwę a przynajmniej skupić się na jakości tworzonej muzyki a nie jej ilości. Niestety, "Nightmarecatcher" jest dla mnie wielkim rozczarowaniem i krążkiem, który zdecydowanie można sobie odpuścić.
- jesusatan

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz