niedziela, 15 marca 2020

Recenzja ARCTOS „Beyond the Grasp of Mortal Hands”

ARCTOS
„Beyond the Grasp of Mortal Hands”
Northern Silence Records 2019


Długo czekała w kolejce do recenzji pierwsza pełna płyta kanadyjskiego Arctos i w zasadzie nie wiem dlaczego? Jakoś tak nie wchodziła mi przed oczy. Chowała się przede mną, czy może Diabeł nakrył ją ogonem? Nieważne. Nadeszła wreszcie jej kolej i po kilku odsłuchach tego materiału stwierdzam co następuje. „Beyond the Grasp of Mortal Hands” to typowa, solidna przeciętność. Słuchanie tego albumu nie boli i jest względnie przyjemne, ale podczas obcowania z tą płytką nikomu opad szczęki i pęknięcie miednicy ze szczęścia nie grozi. Kwintet z kraju klonowego liścia pogrywa w klimatach melodyjnego, atmosferycznego Black Metalu zakorzenionego we wzorcach skandynawskich, opartego na solidnej sekcji, jadowitych wiosłach, rasowych, agresywnych wokalach, czystych zaśpiewach (niestety) i sporej ilości przewijającego się parapetu. Feeling ma to niezgorszy, sporo tu mroku wypełzającego z gęstych lasów, któremu towarzyszą mroźne podmuchy wiatru i chrupiący pod butami śnieg, więc trzeba uważać, żeby nie odmrozić sobie tyłka. Całkiem ładnie to płynie, ale w głowie zostaje niewiele. Brakuje tu haczyków, które głęboko wryłyby się w zwoje mózgowe i pozostały tam na dłużej. Wydaje mi się, że grupa dotarła do skrzyżowania, gdzie kończy się jadowite, bezkompromisowe napierdalanie II fali Black Metalu, a zaczyna medytacyjna, mglista, współczesna twarz czarciego grania i czerpie inspiracje z obu kierunków, czego efektem jest granie co najwyżej rzetelne. Wymieszanie wpływów norweskiego grania z lat 90-tych á la Immortal, Windir czy Enslaved z okresu „Frost” z atmosferą znaną z płyt Summoning, czy Mind Odyssey i pewnym stopniem innowacyjności na poziomie Agalloch lub Alcest nie przyniosło tu powalającego efektu. Nie powiem, kilka fajnych patencików można tu znaleźć. Przeleci czasami jakiś bardziej kąśliwy riff, wynurzy się z tego melodyjnego gąszczu element nawiązujący do thrash metalowej stylistyki, czy mocniej zajedzie bas, ale te drobne przebłyski nie są w stanie wyciągnąć tej płyty na wyższy poziom. Do produkcji krążka nie można się przyczepić, brzmienie jest jadowite, stosunkowo mocne i przestrzenne, więc słuchacz nie musi zastanawiać się, co autor miał na myśli. Jak już na początku wspominałem, dla mnie to jedynie przeciętny album, owszem posłuchać można, ale ogólnie nie bawi mnie estetyka, w jakiej obraca się Arctos, niemniej fani melodyjnego, przesyconego chłodem, atmosferycznego Black Metalu z pewnością polubią ten album i uznają go zapewne za płytę bardzo dobrą.      

Hatzamoth

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz