niedziela, 15 marca 2020

Recenzja PSYCHOMANCER „Shards of the Hourglass”

PSYCHOMANCER
„Shards of the Hourglass”
Orchestrated Misery Recordings 2019


Muzyka kwartetu z Michigan nigdy nie była jakaś wyjątkowa. Chłopaki nigdy nie ścigali się ze światłem, nie bawili w żadne techniczne wywijasy i nie dopieszczali swych dźwięków przez pół roku w studio. Pomimo tego zawsze lubiłem ich równy, ciężki, przygniatający Death Metal przeplatany okazjonalnie klasycznymi, thrashowymi zagrywkami i zarówno do „(si-ko-man-sur)”, jak i do „Butchered” powracałem dosyć regularnie. Szczerze ucieszyłem się zatem, gdy gruchnęła wieść, że oto po 12 latach od ostatniego, dużego albumu Psychomancer wydaje kolejnego długograja. Gdy tylko dostałem tę płytkę, szybciutko wrzuciłem ją na tapetę i jak tylko wybrzmiały pierwsze dźwięki, banan pojawił się na mej facjacie, a w spodniach stwardniało to i owo. Muzyka, jaka znajduje się na „Shards …” nie zmieniła się praktycznie ani na jotę w porównaniu do wcześniejszych wydawnictw zespołu. Różnice są w zasadzie kosmetyczne, choć nie da się ukryć, że zespół wyzwolił się nieco spod wpływów Cannibal Corpse czy Monstrosity. Nadal jednak mamy do czynienia z miarowym, zrównoważonym, wgniatającym w glebę Death Metalem napędzanym w głównej mierze amerykańską szkołą gatunku, z lekkimi wycieczkami w stronę tradycyjnej szwedzizny. Nieco częściej na tej produkcji grupa zagląda do korzennego, agresywnego, thrashowego ogródka, dzięki czemu nowe kompozycje są bardziej witalne, można nawet zaryzykować stwierdzenie, że orzeźwiające i doskonale się ich słucha. Główny nacisk położono tu na gitary. Wiosła szyją bardzo dobrymi, ciężkimi, zróżnicowanymi riffami o ogromnej intensywności, choć chropowaty, mocny, słyszalny wyraźnie bas i gniotący solidnie pałker także wyśmienicie wypełniają powierzone im zadania. Groove jest tu doprawdy konkretny. Wielobarwne, szorstkie growle wzbogacają dodatkowo warstwę muzyczną, idealnie wpisując się w te śmiertelne dźwięki. Podoba mi się także brzmienie tej płyty. Jest mocne i przygniatające, ale też organiczne i zarazem sporo tu przestrzeni. „Odłamki Klepsydry” to płyta bardzo dobra i zarazem najlepszy album nagrany do tej pory przez zespół. Fajnie, że Psychomancer powrócił w tak doskonałej formie. Czekam na jej potwierdzenie na następnym materiale.

Hatzamoth

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz