piątek, 27 marca 2020

Recenzja Bâ'a "Deus Qui Non Mentitur"


Bâ'a
"Deus Qui Non Mentitur"
Osmose Prod. 2020

Sięgając po ten krążek sugerowałem się jedynie nietypową nazwą zespołu oraz okładką. Zanim jeszcze doszły do moich uszu jakiekolwiek dźwięki, byłem przekonany że, spotka mnie coś przynajmniej niecodziennego. Dokładnie tym samym sposobem odkryłem bowiem ostatnio wyjątkowo dobry debiut Amnutseba. Mój entuzjazm jednak dość szybko opadł, niczym chuj po udanym stosunku. Na pierwszym dużym albumie Ba'a znajdujemy bowiem kurewsko przeciętny black metal. Już samo brzmienie nie zapowiada fajerwerków. Jest nad wyraz czyste i ugrzecznione. Może nie nazwałbym go zdezynfekowanym, jednak brudu tu tyle co za paznokciami po wizycie u początkującej manicurzystki. Same kompozycje nie wnoszą z kolei nic nowego. Nie jest to może zbyt wielki zarzut, jednak nawet tworząc muzykę bardzo odtwórczo wypadałoby to robić z jakimś pomysłem. W zamieszczonych tu sześciu kompozycjach nie znalazłem niestety niczego, co przykułoby moją uwagę. Ot black metal, który jednym uchem wpada by jeszcze szybciej wypaść drugim, oparty na melodiach zasłyszanych już tysiące razy. Jedyne co na początku okazało się odmienne od większości to liryki w języku francuskim. Sporo w tej muzyce atmosferycznych zwolnień, banalnych melodii i wydłużania utworów na siłę, co nie jest ani specjalnie nastrojowe ani ciekawe. Przeciwnie, sprawia, że coraz częściej spogląda się na zegarek. Chłopaki starają się chyba, by ich kompozycje były bardziej epickie, próbują nawet romansować z doom metalem, lecz wychodzi im to mniej więcej tak, jak bajera Jarusiowi z "Chłopaków do wzięcia". Sporo tutaj mulących klawiszowych pasaży w tle czy niepotrzebnego plumkania na gitarce i nawet przewijający się rzadko nieco ostrzejszy riff nie ratuje sytuacji. Wokalnie też szału nie ma. Poza typowymi wrzaskami pojawiają się co prawda jakieś deklamacje, lecz są równie bezbarwne co i sama muzyka. Gdzieś w połowie albumu przyszło mi na myśl, że ten cały Ba'a to by była idealna horda dla Osmose. No i wcale się jakoś nie zdziwiłem, gdy chwilę potem sprawdziłem wydawcę tego gniota. Starając się być przynajmniej po części obiektywnym, wnoszę iż "Deus Qui Non Mentitur" jest albumem co najwyżej poprawnym, przeznaczonym dla bezkrytycznych fanów atmosferycznego black metalu. Subiektywnie jest to kupa, matetriał totalnie bezbarwny i maksymalnie nużący. Jedyny utwór, który wywarł na mnie pozytywne wrażenie to "Outro" w którym słyszymy coś przypominającego muchy krążące nad gównem. Tak, to doskonale odzwierciedla cały obraz tej płyty. Zlewam ją zatem ciepłym moczem i spierdalam słuchać czegoś wartego uwagi. Słabizna.
- jesusatan


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz