Bâ'a
"Deus
Qui Non Mentitur"
Osmose
Prod. 2020
Sięgając
po ten krążek sugerowałem się jedynie nietypową nazwą zespołu
oraz okładką. Zanim jeszcze doszły do moich uszu jakiekolwiek
dźwięki, byłem przekonany że, spotka mnie coś przynajmniej
niecodziennego. Dokładnie tym samym sposobem odkryłem bowiem
ostatnio wyjątkowo dobry debiut Amnutseba. Mój entuzjazm jednak
dość szybko opadł, niczym chuj po udanym stosunku. Na pierwszym
dużym albumie Ba'a znajdujemy bowiem kurewsko przeciętny
black metal. Już samo brzmienie nie zapowiada fajerwerków. Jest nad
wyraz czyste i ugrzecznione. Może nie nazwałbym go zdezynfekowanym,
jednak brudu tu tyle co za paznokciami po wizycie u początkującej
manicurzystki. Same kompozycje nie wnoszą z kolei nic nowego. Nie
jest to może zbyt wielki zarzut, jednak nawet tworząc muzykę
bardzo odtwórczo wypadałoby to robić z jakimś pomysłem. W
zamieszczonych tu sześciu kompozycjach nie znalazłem niestety
niczego, co przykułoby moją uwagę. Ot black metal, który jednym
uchem wpada by jeszcze szybciej wypaść drugim, oparty na melodiach
zasłyszanych już tysiące razy. Jedyne co na początku okazało się
odmienne od większości to liryki w języku francuskim. Sporo w tej
muzyce atmosferycznych zwolnień, banalnych melodii i wydłużania
utworów na siłę, co nie jest ani specjalnie nastrojowe ani ciekawe.
Przeciwnie, sprawia, że coraz częściej spogląda się na zegarek.
Chłopaki starają się chyba, by ich kompozycje były bardziej
epickie, próbują nawet romansować z doom metalem, lecz wychodzi im
to mniej więcej tak, jak bajera Jarusiowi z "Chłopaków do
wzięcia". Sporo tutaj mulących klawiszowych pasaży w tle czy
niepotrzebnego plumkania na gitarce i nawet przewijający się rzadko
nieco ostrzejszy riff nie ratuje sytuacji. Wokalnie też szału nie
ma. Poza typowymi wrzaskami pojawiają się co prawda jakieś
deklamacje, lecz są równie bezbarwne co i sama muzyka. Gdzieś w
połowie albumu przyszło mi na myśl, że ten cały Ba'a to by była
idealna horda dla Osmose. No i wcale się jakoś nie zdziwiłem, gdy
chwilę potem sprawdziłem wydawcę tego gniota. Starając się być
przynajmniej po części obiektywnym, wnoszę iż "Deus Qui Non
Mentitur" jest albumem co najwyżej poprawnym, przeznaczonym dla
bezkrytycznych fanów atmosferycznego black metalu. Subiektywnie jest
to kupa, matetriał totalnie bezbarwny i maksymalnie nużący. Jedyny
utwór, który wywarł na mnie pozytywne wrażenie to "Outro"
w którym słyszymy coś przypominającego muchy krążące nad
gównem. Tak, to doskonale odzwierciedla cały obraz tej płyty.
Zlewam ją zatem ciepłym moczem i spierdalam słuchać czegoś
wartego uwagi. Słabizna.
-
jesusatan
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz