poniedziałek, 10 maja 2021

Recenzja HADAL „December”

 

HADAL

„December”

Planet K Records 2020

Hadal, to Włoski zespół, który powstał w 2009 roku na gruzach So Cold i może miałoby to jakieś znaczenie, gdybym znał któryś z ww. zespołów. Niestety zarówno So Cold, jak i Hadal, to twory zupełnie mi nieznane (przynajmniej do dnia dzisiejszego). Po co zatem o tym piszę,  zapytacie? Odpowiedź jest bardzo prosta – jakoś musiałem zacząć tę recenzję. Wróćmy jednak do rzeczonego Hadal. W grudniu ubiegłego roku wydali oni swą drugą płytę długogrającą zatytułowaną po prostu „December” i po zapoznaniu się z nią mogę stwierdzić, że to naprawdę dobry materiał, osadzony mocno w Doom/Death Metalowej stylistyce lat 90-tych. Muza, którą tu słyszymy, jest ciężka inasycona ciemnością, choć nie brak jej także zimnych, żałobnych, melancholijnych melodii. Atmosfera tego krążka do wesołych bynajmniej nie należy, jest posępna, niepokojąca i do pewnego stopnia złowieszcza. Dziewięć zawartych tu wałków oparto na solidnie gniotących beczkach utrzymanych najczęściej w średnich i wolnych tempach wspomaganych przez masywny bas, tradycyjnych, potężnych, tłustych, ociężałych, przeciąganych nieco riffach, oraz  przygnębiających partiach solowych o hipnotycznym charakterze. Wokalnie natomiast mamy do czynienia z klasycznie czystym, mocnym, wibrującym, Doom Metalowym śpiewem wspomaganym od czasu do czasu przez grobowy, mroczny growling i rasowy scream. Przyjemnie gniecie ta płytka, gdyż Hadal oferuje tu dobrze sprawdzoną już formułę opartą w zasadzie o gatunkowe standardy, które zostały należycie uszanowane, a okazjonalnie zastosowane, melancholijne, Black Metalowe zajawki nie zmieniają zasadniczo wydźwięku tego albumu. Usłyszymy tu zatem nawiązania do pierwszych lat twórczości My DyingBride, November’s Doom, Paradise Lost, Anathema, Saturnus, czy w mniejszym stopniu Tiamat. Album trwa prawie trzy kwadranse, jednak czas spędzony w towarzystwie „Grudnia” upływa zaskakująco szybko, te dźwięki potrafią wessać słuchacza w swój mglisty, ponury świat ostatniego miesiąca w roku, co świadczy o tym, że zawarte tu wałki są dobrze skonstruowane, jak i wykonane. Do brzmienia także nie można się jakoś specjalnie przyczepić. Jest ciężkie, odpowiednio zagęszczone, intensywne i z lekka przygniata do gleby. Jedynym, choć jak dla mnie, niewielkim minusem tego wydawnictwa jest to, że podczas jego słuchania, co pewien czas przewija się myśl: „ja już to kurwa gdzieś słyszałem”, ale na współczesnej, zatłoczonej scenie najzwyczajniej w świecie nie da się być całkowicie oryginalnym, a ci, którzy próbują, często nagrywają niesłuchalne, przeintelektualizowane gluty rajcujące jedynie swych twórców. Konkludując: Jeżeli ktoś ma ochotę na dobry, zakorzeniony głęboko w tradycji gatunku, odwołujący się do najlepszych wzorców Doom/Death Metal, to polecam mu drugi album Włochów. Zaręczam, że nie poczuje się zawiedziony.

 

Hatzamoth

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz