Throneum / Kingdom
"ThronDom des Bösen"
Godz
Ov War 2021
Jeszcze
dobrze nie ostygłem po ostatnim, doskonałym albumie Throneum a tu chłopaki
atakują po raz kolejny. Tym razem jest to materiał łączony z doskonale
wszystkim znanym Kingdom. Razem mamy tu sześć ścieżek trwających łącznie circa
trzydzieści pięć minut. Krążek otwiera ekipa Wielkiego Egzekutora, która
przeszła zmiany do których powinniśmy się już przyzwyczaić. Nie da się ukryć,
że zespół po metamorfozie obrał ścieżkę która jest czarno biała. Czyli albo nią
podążasz albo zdecydowanie omijasz. Nadal jest to mieszanka death i black
metalu z gatunku lo-fi, jednak z charakterystycznym już narkotycznym sznytem.
Poza surowymi, towarzyszącymi zespołowi od czasów "Old Death's Lair"
brutalnymi akordami mamy tu sporo zwolnień i pokombinowanych fragmentów. Można
wręcz odnieść wrażenie, że muzycy dopiero podczas rejestracji materiału
improwizowali na szybko, co moim zdaniem pogłębia jedynie wrażenie
spontaniczności tych utworów. A walą one po mordzie wściekłymi harmoniami
mieszanymi ze sporą ilością zwolnień czy szalejących w tle solówek, nad czym unosi się charakterystyczny, jedyny w
swoim rodzaju wokal sprawiający, że nieżywi otwierają gnijące już oczy.
Dodatkowo w trzecim na płycie "Affirmation" mamy tak odjechany,
zapętlający się w głowie riff, że można dosłownie doznać dziwnych wizji. A to
jeszcze nie koniec, bo wisienkę na torcie stanowi wspaniale odegrany cover
Unholy "Neverending Day", w którym Throneum wspomogła niewiasta o
niebywale hipnotycznym głosie. Poezja! Słychać, że zespół nadal idzie do przodu
i rozwija się, stosując coraz to ciekawsze środki przekazu. Fantastyczny
materiał. Powiem szczerze, że w tym momencie mógłbym w zasadzie zakończyć tą
recenzję, bo przy Throneum Kingdom, mimo iż to przecież nie nowicjusze, wypada
nieco blado. Może sytuacja wyglądałaby inaczej, gdyby kolejność tych zespołów
na płycie była odwrotna, albo możliwe że to po prostu ja mam na punkcie
Throneum pierdolca. No ale do rzeczy. Zespół z Płocka częstuje nas dwoma
kompozycjami, z czego pierwsza, autorska, to trwający ponad jedenaście minut
olbrzym "Ścieżka Nicości". Chłopaki mieszają tu w swoim stylu
wrzucając do kotła szatkujące zwoje mózgowe blasty z ciężkimi, rytmicznymi
zwolnieniami. Dodatkowo w utworze pojawiają się dwa interludia, dzielące go
niejako na sztukę w trzech krótkich acz brutalnych aktach, odśpiewaną w naszym
narodowym języku. Kingdom podtrzymują tu wysoki poziom z poprzedniej płyty i
jestem pewien, że żaden fan zespołu nie poczuje się rozczarowany. Wydawnictwo
zamyka cover Sisters of Mercy "Lucretia My Reflection" i tu już bym
wolał sprawę przemilczeć, gdyż jest to jedna z najgorszych przeróbek jakie
słyszałem w życiu. Ten utwór został tu moim zdaniem najzwyczajniej
sprofanowany. Poszatkowany przez dudniące blasty, pozbawiony swojej
niesamowitej melodii i klimatu. No sorry, nie każda piosenka da się przerobić
na death metalowy strzał. Albo może nie każdy potrafi tego dokonać. Udam, że
tego numeru na splicie nie ma, bo tylko wtedy mogę delektować się tym
wydawnictwem od początku do końca. Dziękuję za uwagę.
-
jesusatan
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz