czwartek, 6 maja 2021

Recenzja VOMIT REMNANTS & THE BLOOD OF CHRIST „Eastern Beast – Western Wolf”

 

VOMIT REMNANTS & THE BLOOD OF CHRIST

„Eastern Beast – Western Wolf” (Split)

CDN Records 2020

Na wydanym w grudniu ubiegłego roku przez CDN Records split albumie przypominają o swoim istnieniu dwie, doświadczone, zasłużone w szerzeniu Death Metalowej zarazy grupy, a mianowicie Vomit Remnants z kraju kwitnącej wiśni i kanadyjski The Blood of Christ. Oba zespoły egzystują na scenie ponad 20 lat, oba miały wzloty i upadki, dwukrotnie zawieszając działalność i wreszcie oba, po reaktywacji w 2015 roku tworzą konsekwentnie śmiercionośne dźwięki ku uciesze swych fanów. Zobaczmy zatem, co przygotowały dla nas rzeczone grupy. Zaczyna Vomit Remnants, który zaprezentował tu dwa nowe wałki, dwa utwory w wersji live i cover Blood of Christ („Moonlight Eclipse”). Zaskoczenia żadnego nie ma, bo i być nie mogło. Japończycy cały czas piłują ten sam, co zawsze, brutalny, zagęszczony Death Metal, któremu bliżej jest do szkoły amerykańskiej, niż europejskiej. Jak zwykle dostajemy po ryju ciężko młócącymi beczkami, bas wyrywa wnętrzności, tłuste riffy chłoszczą zawodowo, a wokal ryje nisko i esencjonalnie. Brzmi to wszystko solidnie, tłusto i ma odpowiedni wykop (mówię oczywiście o tych dwóch, nowych piosenkach, wiadomo bowiem, że wałki koncertowe nieco odstają brzmieniowo, choć tragedii nie ma), więc słuchając propozycji japońców, wrażenia mamy na odpowiednim poziomie, mimo że do kolan daleko. Cover odegrany jest poprawnie, wersja Vomit Remnants jest oczywiście zdecydowanie brutalniejsza, ale nie mogę powiedzieć, żeby wałek ten cisnął mną o glebę. Drugą część objął we władanie The Blood of Christ i podobnie, jak Japończycy zaprezentował fanom to, z czego jest już znany od dawna. Śmierć Metal grany przez jegomości z kraju klonowego liścia mocniej przyozdobiony jest klasycznymi, mocarnymi, Thrash Metalowymi patentami oraz zainfekowany Black Metalowym jadem i agresją, więc same konstrukcje utworów są zdecydowanie inne. Nie leżą mi jednak te siłowe, rwane patenty, które przypominają Sepulturę z lat dwutysięcznych, czy też obecne tu, bardziej klimatyczne partie wspomagane parapetem i czystymi wokalami. Dlatego też The Blood of Christ, może poza pierwszą ich płytą, nigdy tak do końca do mnie nie gadało, i to się nie zmienia. Konkludując zatem: w pojedynku Japonia – Kanada na punkty wygrywają zawodnicy z Japonii, choć niestety split ten pokazuje, że w tej chwili oba zespoły nie są w szczytowej formie. Dlatego też wydawnictwo to, jak dla mnie, stanowić może jedynie pewne uzupełnienie kolekcji płyt Death Metalowych maniaków, ale wyniesienie na śmiertelny piedestał mu raczej nie grozi.

 

Hatzamoth

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz