HATE FOREST
„Hour of the Centaur”
Osmose
Productions 2020 / 2021
Hate
Forest praktycznie od samego początku swej działalności był dla mnie jednym z
najlepszych zespołów Black Metalowych z Ukrainy, o ile nie jednoznacznie
najlepszym. Pierwotna surowość dźwięków, zimna, mizantropijna atmosfera i
unoszące się nad tym niskie, bluźniercze ryki, bliższe produkcjom Death
Metalowym trafiały niemal idealnie w mój czuły punkt i solidnie ryły beret.
Myślałem, prawdę powiedziawszy, że horda ta poszła już do piachu, a tu po
długich 15 latach od ich ostatniego długograja ląduje w moich łapach najnowszy,
piąty pełniak zatytułowany „Hour of the Centaur” sygnowany logiem Osmose Productions.
Gdy już się otrząsnąłem, a początkowe zaskoczenie ustąpiło miejsca ciekawości, zabrałem się czym prędzej za ten materiał. Po
kilku odsłuchach, będąc całkowicie zdrowym na umyśle i wątrobie, stwierdzam, że
Hate Forest powrócił kurwa w doskonałym, dobrze już znanym stylu, choć ich
najnowszy bękart oferuje nieco inną perspektywę. Kompozycje nadal balansują na granicy minimalizmu, żadnych fanaberii, żadnego
wyrafinowania, tylko jadowita jazda z powtarzanymi, delikatnie transowymi,
ukrytymi liniami melodycznymi zbudowana na tych samych, charakterystycznych dla
nich wzorcach, co zwykle. Porównując jednak „Godzinę Centaura” z poprzednią
płytą grupy słychać, że kompozycje, jak i aranżacje są bardziej zróżnicowane. Automat perkusyjny ma
bardziej akustyczne brzmienie, jest zdecydowanie ciekawiej zaprogramowany i w
towarzystwie dudniącego basu ma do powiedzenia więcej, niż dotychczas mimo
tego, że jest nieco wycofany w stosunku do grającego tu pierwsze skrzypce
wiosła. Riffy są bardziej przeszywające, natarczywe, szorstkie i jeszcze
bardziej surowe, niektóre z nich mają bardziej złożone struktury z atonalnymi
akordami, a zarazem pulsuje w nich ciemność i melancholia, które hipnotyzują i
uzależniają, a praktycznie każdy z nich stanowi swoisty komentarz do
poprzedniego fragmentu, albo rozpoczyna nową ścieżkę przed powrotem do
pierwotnego motywu. Wokal także nie uległ diametralnym zmianom, jednak wydaje
mi się, że na tym materiale jest jeszcze bardziej złowieszczy, posępny,
apokaliptyczny i bluźnierczy. Brzmienie wydaje się nieco bardziej klarowne, ale
zarazem grubsze i mocniej zagęszczone. Nie brak mu także jadu, demonicznej
siły, zimnej bezwzględności i pierwotnej agresji. Doskonały powrótukraińskiej
hordy na pole bitwy. Z kronikarskiego obowiązku dodam jeszcze, że digipack cd
ukazał się pod koniec grudnia ubiegłego roku, natomiast wersja jewelcase 15
lutego 2021. Jak dla mnie zdecydowanie najmocniejsza produkcja w dyskografii
Hate Forest. Mam nadzieję, że czas oczekiwania na kolejny album będzie krótszy,
niż 15 lat.
Hatzamoth
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz