MOURNING DAWN
„Dead End Euphoria”
Aesthetic
Death 2021
Już
na samym początku jedną sprawę możemy postawić jasno. Piąty, pełny album
pochodzącego z południa Francji Mourning Dawn, to płytka, która wgniata w
podłoże z ogromną siłą. „Dead End Euphoria” to 69 minut miażdżącego,
poczerniałego, niszczącego psychikę Doom/Death Metalu, którego rdzeń osadzony
jest bardzo mocno w klasyce gatunku. Potężne, przytłaczające beczki gniotą
zatem okrutnie, tłusty, ołowiany bas sprawia, że krwawią nam oczodoły, ciężkie,
zagęszczone, przenikliwe, smoliste riffy mielą wnętrzności z gracją buldożera, a
ponure, grobowe, nawiedzone growle napawają nieokreślonym lękiem i poczuciem
zamknięcia w wilgotnej, przesyconej słodkawym zapachem rozkładu, starej
krypcie. Na ów tradycyjny, gruby, mięsisty rdzeń nałożono chore dysonanse i
wypełnione mrokiem, atonalne tekstury dźwiękowe, nieco rytualnych zaśpiewów i
opętanych wrzasków, co nadało tej produkcji jeszcze większej mocy i zagęściło
dodatkowo i tak już zawiesistą, psychodeliczną, miazmatyczną, obezwładniającą i
w pewien sposób mistyczną atmosferę tego krążka. Znajdziemy tu także trochę
lżejsze, akustyczne partie gitary, odrobinę deklamowanych
słów i rytualnego parapetu, które wpuszczają w ten granitowy monolit nieco
bardziej przestrzennej aury, czy też fragmenty oparte w większym stopniu na
melancholijnych, depresyjnych, powtarzalnych, transowych, żałobnych melodiach, jednak owe melodie są przesiąknięte
ciemnością, intensywne, pokręcone, nieoczywiste i niejasno niezgodne, więc nie powodują
w żaden sposób rozmiękczenia tej smolistej, tyrającej beret mieszanki. Mimo że
„Dead End Euphoria” nie jest albumem łatwym i trzeba mieć trochę siły, aby się
z nim zmierzyć, to zarazem ciężar i atmosfera tych dźwięków tworzą odrealnioną,
hipnotyczną aurę, która wciąga, fascynuje, mami i zniewala. Naprawdę niełatwo
się wyrwać z przepastnych objęć tego krążka. Słychać w tym echa wczesnej
twórczości Katatonia, są w tej muzie także pewne podobieństwa do twórczości
Funeraluim, Ataraxie, Ophis, Conviction, czy w jakimś stopniu szwedzkiego
Shining, lecz mimo to Mourning Dawn cały czas ma swój własny charakter i
specyficzny szlif. Brzmienie, podobnie jak same kompozycje jest ciężkie, gęste,
przytłaczające, masywne i przesiąknięte mrokiem, więc „Dead End Euphoria”
gniecie potwornie, a wałki takie jak choćby „Dawn of Doom”, czy monstrualny
„The Five Steps to Death” tak silnie rezonują pod czaszką, iż mogą ostatecznie
spowodować emocjonalne wycieńczenie. Cała płyta zresztą bardzo mocno przetacza
się i pełza po łepetynie, robiąc głęboki drenaż masy szarej w mózgu. I cóż tu
więcej gadać? Wyśmienita płytka i kolejna perełka w katalogu Aesthetic Death.
Hatzamoth
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz