niedziela, 16 maja 2021

Recenzja MOURNING DAWN „Dead End Euphoria”

 

MOURNING DAWN

„Dead End Euphoria”

Aesthetic Death 2021

 

Już na samym początku jedną sprawę możemy postawić jasno. Piąty, pełny album pochodzącego z południa Francji Mourning Dawn, to płytka, która wgniata w podłoże z ogromną siłą. „Dead End Euphoria” to 69 minut miażdżącego, poczerniałego, niszczącego psychikę Doom/Death Metalu, którego rdzeń osadzony jest bardzo mocno w klasyce gatunku. Potężne, przytłaczające beczki gniotą zatem okrutnie, tłusty, ołowiany bas sprawia, że krwawią nam oczodoły, ciężkie, zagęszczone, przenikliwe, smoliste riffy mielą wnętrzności z gracją buldożera, a ponure, grobowe, nawiedzone growle napawają nieokreślonym lękiem i poczuciem zamknięcia w wilgotnej, przesyconej słodkawym zapachem rozkładu, starej krypcie. Na ów tradycyjny, gruby, mięsisty rdzeń nałożono chore dysonanse i wypełnione mrokiem, atonalne tekstury dźwiękowe, nieco rytualnych zaśpiewów i opętanych wrzasków, co nadało tej produkcji jeszcze większej mocy i zagęściło dodatkowo i tak już zawiesistą, psychodeliczną, miazmatyczną, obezwładniającą i w pewien sposób mistyczną atmosferę tego krążka. Znajdziemy tu także trochę lżejsze, akustyczne partie gitary, odrobinę deklamowanych słów i rytualnego parapetu, które wpuszczają w ten granitowy monolit nieco bardziej przestrzennej aury, czy też fragmenty oparte w większym stopniu na melancholijnych, depresyjnych, powtarzalnych, transowych, żałobnych  melodiach, jednak owe melodie są przesiąknięte ciemnością, intensywne, pokręcone, nieoczywiste i niejasno niezgodne, więc nie powodują w żaden sposób rozmiękczenia tej smolistej, tyrającej beret mieszanki. Mimo że „Dead End Euphoria” nie jest albumem łatwym i trzeba mieć trochę siły, aby się z nim zmierzyć, to zarazem ciężar i atmosfera tych dźwięków tworzą odrealnioną, hipnotyczną aurę, która wciąga, fascynuje, mami i zniewala. Naprawdę niełatwo się wyrwać z przepastnych objęć tego krążka. Słychać w tym echa wczesnej twórczości Katatonia, są w tej muzie także pewne podobieństwa do twórczości Funeraluim, Ataraxie, Ophis, Conviction, czy w jakimś stopniu szwedzkiego Shining, lecz mimo to Mourning Dawn cały czas ma swój własny charakter i specyficzny szlif. Brzmienie, podobnie jak same kompozycje jest ciężkie, gęste, przytłaczające, masywne i przesiąknięte mrokiem, więc „Dead End Euphoria” gniecie potwornie, a wałki takie jak choćby „Dawn of Doom”, czy monstrualny „The Five Steps to Death” tak silnie rezonują pod czaszką, iż mogą ostatecznie spowodować emocjonalne wycieńczenie. Cała płyta zresztą bardzo mocno przetacza się i pełza po łepetynie, robiąc głęboki drenaż masy szarej w mózgu. I cóż tu więcej gadać? Wyśmienita płytka i kolejna perełka w katalogu Aesthetic Death.

 

Hatzamoth

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz