sobota, 29 maja 2021

Recenzja WAMPYRIC RITES „The EternalMelancholy of the Wampyre”

 

WAMPYRIC RITES

„The EternalMelancholy of the Wampyre”

Inferna Profundus Records 2021

 

Bohaterowie tej recenzji, czyli horda z Ekwadoru zwąca się Wampyric Rites zalicza się do nielicznego grona zespołów, które obracając się w obrębie lo-fi Black Metalu, potrafiły stworzyć na tyle dobry materiał, że podczas jego odsłuchu nie miałem odruchów wymiotnych, a gdy proces ten się zakończył, ponownie i bez zastanowienia wcisnąłem play,  mając świadomość, że w tej lawinie surowych, mrocznych, mizantropijnych dźwięków pozostało do zgłębienia jeszcze kilka aspektów. Nieco ponad trzy kwadranse muzy, jaka znalazła się na pierwszej, pełnej płycie zespołu nawiązuje wyraźnie do początków drugiej fali Black Metalu z domieszką południowoamerykańskiego szaleństwa i delikatną nutą depresyjnego szarpania strun. Dominują tu stosunkowo proste, bezpośrednie, chropowate tekstury dźwiękowe, ale jest to zróżnicowane pod względem rytmicznych podziałów granie, które zawiera zarówno siarczyste napierdalanie ocierające się momentami o kakofonię, jak i nieco wolniejsze, cisnące mózgownicę, nawiedzone fragmenty. Mimo tego, że riffy są ostre jak brzytwa, wrzecionowate, agresywne i przepełnione jadem, to mają też pewnego rodzaju hipnotyzujący, transowy charakter (zwłaszcza w tych klimatycznych wersach) i niepokojąco wibrują w przestrzeni, podczas gdy surowa moc bębnów nadaje temu albumowi niesamowitej mocy i rytualnego zarazem posmaku. Każdy z sześciu zawartych tu wałków jest ściśle skupiony na kluczowych riffach lub motywach, jednak nawet te pozornie prymitywne elementy kompozycji mają pod powierzchnią niespodziewaną ilość wariacji. Albumem tym Wampyric Rites dołączył do wąskiej grupy zespołów tworzących bezlitosny, intensywny, pozbawiony wszelakiego, niepotrzebnego gówna Black Metal, która rozszerza ramy drugiej fali gatunku bez porzucania lub bezmyślnego modyfikowania stylu, mimo że niezaprzeczalnym jest fakt, iż większość rozwiązań tu zastosowanych, to akolici „Transylvanian Hunger”, „Antichrist”, „De Mysteriis Dom Sathanas”, czy „In the Nightside Eclipse”. Podejście to tworzenia może zatem wydawać się znajome, jednak w emanującej z tego krążka ponurej, złowieszczej atmosferze, przypominającej stary, Black Metalowy underground i w ziarnistym, zasyfiałym brzmieniu pozostaje coś pociągającego, jakaś magia, która sprawia, że „The Eternal Melancholy…” wciąga, zniewala i trudno się wyrwać z jej lepkich macek. Być może właśnie ta niewysłowiona magia sprawia, że „Wieczna Melancholia Wampirów” jawi się jako tak dobry album? Pytanie to pozostawiam bez odpowiedzi. Najlepiej, żeby każdy z Was sobie na nie odpowiedział po zapoznaniu się z twórczością Wampyric Rites. Mnie w każdym razie ta płytka rajcuje jak chuj.

 

Hatzamoth

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz