wtorek, 25 maja 2021

Recenzja IDOLATRIA „Tetrabestiarchy”

 

IDOLATRIA

„Tetrabestiarchy”

Signal Rex 2020

 

Przeniesiemy się teraz ponownie do roku 2020, aby sprawdzić, co zawiera drugi, wydany we wrześniu tegoż roku, pełny album włoskiej hordy Idolatria. Nie siląc się na niepotrzebne wstępy, przejdźmy zatem od razu do rzeczy. „Tetrabestiarchy” oferuje dosyć konwencjonalny Black Metal podany we współczesnym stylu z wyraźnym dźwiękiem, zaznaczoną odpowiednio dynamiką i pewną dawką bardziej melodyjnych akcentów. Nie brakuje tu złowieszczego, siarczystego dojebania, ale głównym celem tych wałków jest budowanie rytualnej, zawiesistej, okultystycznej, rozmodlonej atmosfery i ogólnie rzecz biorąc, cel ten został tu osiągnięty, tyle że owe modlitwy gdzieś tak w połowie płyty zaczynają mnie potwornie nudzić. Pod względem technicznym nie mogę absolutnie nic makaroniarzom zarzucić. Beczki grzmią solidnie, precyzyjnie i płynnie zmieniają tempa utworów, kręcąc przy tym niezgorzej, bas także nie pozostaje w tyle, chwytliwe, pokręcone  riffy mają pazur i moc, a rzetelne, agresywne, bluźniercze wokalizy dopełniają ten zabarwiony mocno rytualną atmosferą krążek. Nieprzewidywalne momentami zagrywki bębniarza, głębokie dysonanse, gitarowe efekty, subtelne, symfoniczne tekstury i nawiedzone chóry podkręcają dodatkowo, mroczny, mszalny wręcz feeling sączący się z tego krążka. Jak już na początku wspominałem,  brzmienie jest zdecydowanie nowoczesne, precyzyjne, przestrzenne, z dbałością o szczegóły, dzięki czemu słychać praktycznie każde pierdnięcie muzyka. Ma oczywiście swoją moc i potrafi wściekle przypierdolić, ale jak dla mnie jest zbyt suche i jakieś takie zbytnio wysterylizowane. Brakuje mi tu trochę pleśni, cmentarnego odoru i gęstego aromatu ofiarnych kadzideł. Koncept tego albumu oparty na okultystycznej wizji panowania czterech zwierząt (patrz okładka) sam w sobie jest bardzo ciekawy, ale niestety ta płytka do mnie nie gada, a momentami wręcz nudzi i powoduje, że żuchwa boli mnie od ziewania. Poza tym, mimo że momentami intrygujące, przelatują te dźwięki jakoś tak obok mnie i nie potrafią mnie wciągnąć w kreowany przez siebie świat. Niby klimat jakiś tam jest, chłopaki rzeźbią nierzadko imponujące struktury, ale materiał ten jako całość wydaje mi się mocno wyrachowany z jednej strony i zarazem asekurancki z drugiej. Nie ma tu ognia, szaleństwa, ni tchnienia Diabła. Zbyt dużo jak dla mnie w muzyce Idolatria efekciarstwa, a za mało treści. Dlatego też oceniam ten album tylko jako przyzwoity.

 

Hatzamoth

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz