IDOLATRIA
„Tetrabestiarchy”
Signal
Rex 2020
Przeniesiemy
się teraz ponownie do roku 2020, aby sprawdzić, co zawiera drugi, wydany we
wrześniu tegoż roku, pełny album włoskiej hordy Idolatria. Nie siląc się na
niepotrzebne wstępy, przejdźmy zatem od razu do rzeczy. „Tetrabestiarchy”
oferuje dosyć konwencjonalny Black Metal podany we współczesnym stylu z
wyraźnym dźwiękiem, zaznaczoną odpowiednio dynamiką i pewną dawką bardziej
melodyjnych akcentów. Nie brakuje tu złowieszczego, siarczystego dojebania, ale
głównym celem tych wałków jest budowanie rytualnej, zawiesistej,
okultystycznej, rozmodlonej atmosfery i ogólnie rzecz biorąc, cel ten został tu
osiągnięty, tyle że owe modlitwy gdzieś tak w połowie płyty zaczynają mnie
potwornie nudzić. Pod względem technicznym nie mogę absolutnie nic
makaroniarzom zarzucić. Beczki grzmią solidnie, precyzyjnie i płynnie zmieniają
tempa utworów, kręcąc przy tym niezgorzej, bas także nie pozostaje w tyle,
chwytliwe, pokręcone riffy mają pazur i
moc, a rzetelne, agresywne, bluźniercze wokalizy
dopełniają ten zabarwiony mocno rytualną atmosferą krążek. Nieprzewidywalne
momentami zagrywki bębniarza, głębokie dysonanse, gitarowe efekty, subtelne,
symfoniczne tekstury i nawiedzone chóry podkręcają dodatkowo, mroczny, mszalny
wręcz feeling sączący się z tego krążka. Jak już na początku wspominałem, brzmienie jest zdecydowanie nowoczesne,
precyzyjne, przestrzenne, z dbałością o szczegóły, dzięki czemu słychać
praktycznie każde pierdnięcie muzyka. Ma oczywiście swoją moc i potrafi
wściekle przypierdolić, ale jak dla mnie jest zbyt suche i jakieś takie zbytnio
wysterylizowane. Brakuje mi tu trochę pleśni, cmentarnego odoru i gęstego
aromatu ofiarnych kadzideł. Koncept tego albumu oparty na okultystycznej wizji
panowania czterech zwierząt (patrz okładka) sam w sobie jest bardzo ciekawy,
ale niestety ta płytka do mnie nie gada, a momentami wręcz nudzi i powoduje, że
żuchwa boli mnie od ziewania. Poza tym, mimo że momentami intrygujące,
przelatują te dźwięki jakoś tak obok mnie i nie potrafią mnie wciągnąć w
kreowany przez siebie świat. Niby klimat jakiś tam jest, chłopaki rzeźbią
nierzadko imponujące struktury, ale materiał ten jako całość wydaje mi się
mocno wyrachowany z jednej strony i zarazem asekurancki z drugiej. Nie ma tu
ognia, szaleństwa, ni tchnienia Diabła. Zbyt dużo jak dla mnie w muzyce
Idolatria efekciarstwa, a za mało treści. Dlatego też oceniam ten album tylko
jako przyzwoity.
Hatzamoth
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz