piątek, 7 maja 2021

Recenzja Ulcer „Dead Souls Cathedral”

 

Ulcer

„Dead Souls Cathedral”

Defense Rec. / Mythrone Prom. 2021

 

Ależ ten czas zapierdala. Jeszcze nie tak dawno wałkowałem drugi album Lublinian, a tu chłopaki już atakują z krążkiem numer cztery. Nie po raz pierwszy zatem, i zapewne nie ostatni, coś mi po drodze umknęło. Skupmy się jednak na teraźniejszości. Ulcer nigdy nie należał do zespołów wybitnych, choć nie powiem, żeby z drugiej strony był to jakiś słabeusz. Dotychczasowe nagrania solidnie ugruntowały pozycję kapeli na krajowej scenie deathmetalowej jako rasowego jej przedstawiciela. Czy najnowszy materiał coś w tej materii zmienia? Niekoniecznie. Ulcer okopali się głęboko na z góry upatrzonej pozycji i ani myślą ruszać do frontalnego ataku czy dezerterować. „Dead Souls Cathedral” to ponad czterdzieści pięć minut śmierć metalu na wysokim poziomie. Tak jak dotychczas kłania się w pas scena z lat dziewięćdziesiątych, zarówno ta amerykańska jak i europejska. Z najwyraźniej słyszalnych wpływów wymienić można choćby Incantation, Immolation, Gorefest, wczesny Amorphis czy Gorement. Nie sposób też nie poczuć w tych nagraniach silnie wyspiarskiego klimatu, zatem spektrum tej muzyki jest dość szerokie, mimo iż nadal zamknięte w ramach wspomnianego gatunku. Panowie czerpią z klasyki wszystko co najlepsze i układają płynące z niej inspiracje na swój własny, poniekąd charakterystyczny już sposób. Poza agresywnymi, szarpiącymi mocno za szmaty akordami znajdziemy tu też fragmenty bardziej melodyjne, doskonale uzupełniające płynącą z muzyki brutalność. Wspomnianą stylistyczną mieszankę uzupełniają bardzo logicznie dawkowane klawisze a pojawiające się, czyste jak łza solówki dodają całości dodatkowej pikanterii. Wszystko zdaje się być tu dopięte na ostatni guzik i dokładnie przemyślane, by żaden utwór nie nudził i nie powtarzał wcześniejszych pomysłów. Największym atutem „Dead Souls Cathedral” jest jednak fakt, iż jest to album bardzo równy i zarazem chwytliwy i wciągający. O ile po dwóch odsłuchach nieco kręciłem nosem, to po kilku kolejnych byłem już całkowicie kupiony. Każdemu maniakowi klasycznego death metalu ten album powinien wejść niczym świeżo wyjęta z zamrażarki wódeczka zagryzana babcinym kiszonym (nie jakimś tam gównem z dyskontu). Ulcer ponownie stanęli na wysokości zadania, nawet w uszach takiego wybrednego chwilami zgreda jak ja. Czy dalsze rekomendacje są zatem potrzebne? Nie sądzę.

- jesusatan

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz