Hell Poison
„ Breathing For the Filth”
Bestial Invasion Rec. 2021
Debiutancki album Hell Poison, który dotarł do mnie dość niedawno, ze sporym opóźnieniem (lepiej późno niż później), zrobił na mnie bardzo pozytywne wrażenie. Dlatego też kiedy tylko dowiedziałem się, że Bestial Invasion lada dzień wypuści nowy materiał zespołu zacząłem niecierpliwe wyglądać przez okno na listonosza. W końcu jest, płyta ląduje w odtwarzaczu i… Kurwa, jest jeszcze lepiej niż na „Burn With Me”! Przede wszystkim dlatego, że nowy krążek jest bardziej spójny niż, nieco chaotyczna mimo wszystko, jedynka. Odpowiedzialny za Hell Poison Deathhammer nadal tkwi głęboko w zamierzchłej przeszłości, zarówno brzmieniowo jak i pod względem samych kompozycji. Podczas gdy wiele zespołów sili się na retro granie, młody Brazylijczyk wjeżdża na motorze wyważając drzwi i na pełnym luzie serwuje taki thrash’n’roll, że spadają buty. Wyobraźcie sobie Motorhead z wysokooktanową domieszką klasycznego thrash, speed and heavy, pełnego chwytliwych akordów, wpadających w ucho mocnych refrenów i śmigających dokoła, naprawdę świetnych solówek. Niezaprzeczalnym faktem jest, że południowoamerykański kompozytor kocha swoją gitarę (być może także z nią sypia) i stary metal, bo nie ma na tym krążku utworu, który można by określić mianem przeciętnego. Każdy z nich to porywający do moshu liść w twarz po którym nie da się, no kurwa się nie da, usiedzieć spokojnie w miejscu. Mamy tu jazdę na pełnej pizdzie, riff goni riff a chropowaty wokal idealnie dopełnia całości. Takiej muzyki nie da się nagrać nie czując metalowego rock’n’rolla całym sobą. Nie da się jej także przeżywać dogłębnie jeśli nie ma się w sercu gwoździ i ćwieków. „Breathing For the Filth” jest niczym detektor stężenia klasycznego metalu w organizmie. Dlatego też niektórzy zapewne ziewną i stwierdzą, że to już było i se ne wrati, a inny krzykną, że właśnie se wrati, choćby dzięki takim zespołom jak Hell Poison. Bezapelacyjnie fantastyczny album, który śmiało stawiam obok osobistego odkrycia z roku ubiegłego, czyli pochodzącego z tego samego kraju Whipstriker. Szkoda tylko, że projekt Deathhammera jest kompletnie nieznany nad Wisłą, bo muzycznych dinozaurów u nas przecież nie brakuje. Mam nadzieję, że nowy album zmieni nieco ten stan rzeczy, bo ta muza zasługuje na zdecydowanie większa atencję. Jeszcze raz powtórzę – fantastyczny album!
- jesusatan
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz