sobota, 3 września 2022

Recenzja Hadopelagyal „Nereidean Seismic End”

 

Hadopelagyal

„Nereidean Seismic End”

Amor Fati / Van Rec. 2022

Po demówce i dwóch splitach, z Kosmokrator i Thorybos, nadszedł czas na duży debiut Hadopelagyal. Już poprzedni materiał zespołu był wielce obiecujący, zatem jako miłośnik gruzu chętnie sprawdziłem, co mają do zaoferowania tym razem. No i niespodzianek nie stwierdziłem. Niemiecki duet od początku tworzy bowiem dźwięki przeznaczone dla wąskiego grona odbiorców. Dlaczego tak twierdzę? Z kilku powodów. Przede wszystkim brzmienie, jakie sobie Hadopelagyal przykleili, to zamulona ściana dźwięku z bardzo amatorsko brzmiącą perkusją, mocno podbitym, dudniącym basem i świdrującymi jakby nieco w tle gitarowymi tremolo, często w Portalowym stylu. Czyli żywy organizm, bez większych znamion obrabiarki, dźwiękowy obraz piekła, malowany jedynie w odcieniach szarości, z przewagą smolistej czerni. Zawarte na tym albumie kompozycje to mantryczna modlitwa do wielkiego Cthulhu. Wszystkie z nich są do siebie dość podobne, zagrane nieco schematycznie, bez zbyt wielu zmian tempa. Początkowo można odnieść wrażenie, że słuchamy w kółko tego samego. Ta monotonność, dla innych – spójność, pozostawia jedynie dwa wybory. Albo wsiąkniemy w „Nereidean Seismic End” w całości, albo odbijemy się już przy drugim na liście „Intertidal Terrorrealm”. Bo jeśli szukacie w muzyce chwytliwych refrenów czy wyrazistych riffów, to twórczość Hadopelagyal będzie dla was niezrozumiałym bełkotem. Jeśli jednak przegryziemy się przez wspomnianą wcześniej grubą kotarę dymu, zaczniemy pomału odkrywać ukryte głęboko pod nią czyste zło, czające się tylko po to, by pożreć nasze umysły. Kompozycje Hadopelagyal są hipnotyzujące i wszechogarniające, choć niejednokrotnie zaskakują zamaskowanymi ozdobnikami i niuansami. Tej muzyki nie da się jedynie słuchać, ją trzeba poczuć. Pozwolić jej się wchłonąć i pomału pozbawiać nas życia, aż ostatecznie wszystko spowije mrok w postaci tajemniczego, ambientowego „ἄπειρος καὶ ἐρῆμος ἐστιν ἡ θάλασσα”, idealnie podsumowującego nastrój całości. Do mnie to gada, nie mniej jednak powtórzę raz jeszcze – ta muzyka to nic przyjemnego, bowiem niesie ze sobą silnie negatywne emocje, które przyswoić będą w stanie jedynie nieliczni. I na koniec jeszcze jedno. Spójrzcie na okładkę. Wyjątkowo trafnie obrazuje ona to, co tutaj usłyszycie.

- jesusatan

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz