poniedziałek, 19 września 2022

Recenzja KRVVLA „X”

 

KRVVLA

„X”

Brucia Records 2022

Dawno nie zaglądałem do krnąbrnej Republiki Białorusi, a tu okazuje się, że pod samym nosem dyktatora coraz bardziej rośnie w siłę kwartet Krvvla, który w tym roku nakładem Brucia Records wydał swój pierwszy album długogrający. Na początku swej działalności kamanda ta pogrywała w klimatach instrumentalnego Post-Black Metalu, a więc raczej dalej, niż bliżej moich muzycznych upodobań. Obecnie jednak zespół przesunął swój muzyczny środek ciężkości zdecydowanie bardziej w stronę popapranego Black Metalu, tak więc nie mogłem sobie już odmówić zapoznania się z muzyką, jaka znalazła się na „X”. Ma ta płytka moc, to pewne, ale prócz tego dźwięki te potrafią hipnotyzować i mamić z każdą sekundą wciągając słuchacza w piekielną paszczę szaleństwa. Album ten, to ponura, obłąkana podróż przez jałowe, mroczne pustkowia zaświatów, gdzie ludzkim bólem i przerażeniem karmią się demony wszelakiego asortymentu. Po tych ze wszech miar słodkich i pożądanych skrycie rewirach w każdym z zawartych tu 10 wałków prowadzą nas pełne zwrotów akcji, nieubłagane, rozedrgane schizoidalnie bębny, pokręcone niczym piekielne labirynty, grube linie basu, ponure wiosła wypluwające z siebie kaskady dysonansowych riffów i potężnych, klaustrofobicznych, atonalnych akordów, oraz chore, opętane partie wokalne. Muzyka, jaka  znajduje się na tej płycie, nieustannie zmienia tempo i nastrój, utrzymując słuchacza w ciągłym napięciu, na granicy psychicznej wytrzymałości, głównie przy pomocy fragmentarycznych melodii wywołujących transowy klimat całości. Kiedy myślisz człowiecze, że sięgnąłeś już dna, dźwięki te spychają cię w jeszcze głębsze, pierwotne otchłanie chaotycznej rozpaczy, deprawacji, wściekłości, ucisku i upadku. No kurwa, potrafi ta płytka konkretnie przeorać berecik, nie ma co. Jest w tym coś z Deathspell Omega, Au-Dessus, Cobalt, czy Blut Aus Nord, jednak Krvvla ma na takie dźwięki swój patent, dzięki czemu „X” jest popaprana w charakterystyczny, niepokojąco złowieszczy, wschodni sposób. Naprawdę zaskoczył mnie ten album, ale o takie zaskoczenia to ja kurwa poproszę częściej, zdecydowanie częściej. Myślę, że ta białoruska horda wyglądająca jak stare pancury w niedalekiej przyszłości jeszcze nie raz wymiesza nam w dupach, aż miło. Ja nie mam nic naprzeciw, tak więc już teraz czekam na kolejny, miażdżący jaźń materiał tej grupy.

 

Hatzamoth

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz