wtorek, 13 września 2022

Recenzja Thorns of Grief “Anthems To My Remains”

 

Thorns of Grief

“Anthems To My Remains”

Satanath Rec. 2019

Trochę jaja. Thorns of Grief to nasz krajowy projekt, jednoosobowy zresztą, a płytę wydał  im label z … Gruzji. Szkoda, kurwa, że nie z Madagaskaru. Czyżby u nas naprawdę nie było zainteresowanych tym materiałem wydawców? Słuchając tego, liczącego sobie już trzy lata, materiału jestem tym faktem bardzo zaskoczony. Tym bardziej, że jest to granie z gatunku funeral / doom, a na tym poletku jestem dość wybredny. W przypadku „Anthems To My Remains” nie mam jednak złudzeń. To naprawdę bardzo wartościowy i ponadprzeciętny krążek. Niby faktycznie ten gatunek nie należy do zbyt zróżnicowanych i często przypomina mielenie w ustach kotleta przez niejadka w przedszkolu, ale Nebiros, czyli człowiek odpowiedzialny za omawiane nagrania, najwyraźniej wie, jak uczynić swoje dźwięki atrakcyjnymi. Tak, oczywiście królują tu ślimacze tempa, w których to siermiężne akordy rozwijają się powoli acz sukcesywnie, miażdżąc swoim ciężarem i dostojeństwem. Otwierający płytę i trwający pond dziesięć minut „Thorns of Grief” oparty jest na zaledwie kilku chwytach, za to tak omamiających, że gdy się kończy, można wręcz poczuć lekkie rozczarowanie. Po nim następuje krótki przerywnik w postaci klawiszowego „A longing”, i nagle atakowani jesteśmy wywrotką gruzu, fragmentem dość szybkim i zdecydowanie bardziej deathmetalowym. Takie przyspieszenia przeplatają się z powrotami do mniejszych szybkości, którym towarzyszą bardzo skrupulatnie dozowane klawiszowe ozdobniki, bez zbytniego słodzenia, użyte jedynie w celu podkreślenia wybranych momentów. Mniej więcej w środku utwór wyhamowuje niemal do zera i pojawiają się pogłębiające odczucie przerażenia cierpiętnicze wokale powodujące, że włoski na ciele stają dęba. I w podobny sposób jest do samego końca. Podróżujemy tu w atmosferze grozy i wszechogarniającego mroku, przełamywanego chwilami niebywałym smutkiem i nostalgią. „Anthems To My Remains” to przede wszystkim niesamowity nastrój, wybitnie pogrzebowy i nie dający najmniejszych nadziei na lepsze jutro. To, w jaki sposób muzyk buduje i konsekwentnie podtrzymuje sączące się z płynących melodii doznania zasługuje na najwyższe uznanie. Tu wszystko zdaje się być dokładnie poukładane od początku do końca tak, by ani na chwilę nie wkradła się nuda. A co najważniejsze, chce się do debiutu Thorns of Grief wracać, by raz jeszcze pogrążyć się w świecie rozpaczy i beznadziei. Bo posępność tych kompozycji jest w stanie przygnębić w dosłownym tego słowa znaczeniu. Dla fanów Doom:VS, Dolorian czy  Esoteric ten album będzie zapewne wyśmienitym daniem.

- jesusatan

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz