Thorns of Grief
“Anthems To My Remains”
Satanath Rec. 2019
Trochę jaja. Thorns of Grief to nasz krajowy projekt,
jednoosobowy zresztą, a płytę wydał im label
z … Gruzji. Szkoda, kurwa, że nie z Madagaskaru. Czyżby u nas naprawdę nie było
zainteresowanych tym materiałem wydawców? Słuchając tego, liczącego sobie już
trzy lata, materiału jestem tym faktem bardzo zaskoczony. Tym bardziej, że jest
to granie z gatunku funeral / doom, a na tym poletku jestem dość wybredny. W
przypadku „Anthems To My Remains” nie mam jednak złudzeń. To naprawdę bardzo
wartościowy i ponadprzeciętny krążek. Niby faktycznie ten gatunek nie należy do
zbyt zróżnicowanych i często przypomina mielenie w ustach kotleta przez
niejadka w przedszkolu, ale Nebiros, czyli człowiek odpowiedzialny za omawiane
nagrania, najwyraźniej wie, jak uczynić swoje dźwięki atrakcyjnymi. Tak,
oczywiście królują tu ślimacze tempa, w których to siermiężne akordy rozwijają
się powoli acz sukcesywnie, miażdżąc swoim ciężarem i dostojeństwem.
Otwierający płytę i trwający pond dziesięć minut „Thorns of Grief” oparty jest
na zaledwie kilku chwytach, za to tak omamiających, że gdy się kończy, można
wręcz poczuć lekkie rozczarowanie. Po nim następuje krótki przerywnik w postaci
klawiszowego „A longing”, i nagle atakowani jesteśmy wywrotką gruzu, fragmentem
dość szybkim i zdecydowanie bardziej deathmetalowym. Takie przyspieszenia
przeplatają się z powrotami do mniejszych szybkości, którym towarzyszą bardzo
skrupulatnie dozowane klawiszowe ozdobniki, bez zbytniego słodzenia, użyte jedynie
w celu podkreślenia wybranych momentów. Mniej więcej w środku utwór wyhamowuje
niemal do zera i pojawiają się pogłębiające odczucie przerażenia cierpiętnicze
wokale powodujące, że włoski na ciele stają dęba. I w podobny sposób jest do
samego końca. Podróżujemy tu w atmosferze grozy i wszechogarniającego mroku,
przełamywanego chwilami niebywałym smutkiem i nostalgią. „Anthems To My
Remains” to przede wszystkim niesamowity nastrój, wybitnie pogrzebowy i nie
dający najmniejszych nadziei na lepsze jutro. To, w jaki sposób muzyk buduje i
konsekwentnie podtrzymuje sączące się z płynących melodii doznania zasługuje na
najwyższe uznanie. Tu wszystko zdaje się być dokładnie poukładane od początku
do końca tak, by ani na chwilę nie wkradła się nuda. A co najważniejsze, chce
się do debiutu Thorns of Grief wracać, by raz jeszcze pogrążyć się w świecie
rozpaczy i beznadziei. Bo posępność tych kompozycji jest w stanie przygnębić w
dosłownym tego słowa znaczeniu. Dla fanów Doom:VS, Dolorian czy Esoteric ten album będzie zapewne wyśmienitym
daniem.
-
jesusatan
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz