Old Coven
“Mysteries of the Dark
Occult”
Under the Sign of Garazel 2022
Old Coven to zespół ze Stanów (a Ty byłeś kiedyś w
Stanach?), któremu stuknęło właśnie dziesięć lat. Nie jest to twór specjalnie
płodny, bowiem trzy demówki i pełniak trudno uznać za szczyt pracowitości.
Zapewne z tego też powodu nowy materiał, wydawany właśnie przez Garazela, na
pięknie wiśniowym winylu, że tak napomnę, jest moim pierwszym kontaktem z
twórczością tego hordu. No i już po tej
krótkiej randce wiem, że się bardzo polubimy. „Mysteries of the Dark Occult” to
w wersji podstawowej trzy utwory, zamykające się w piętnastu minutach. Trzy
utwory grania bardzo staroszkolnego. Panowie zaczerpnęli głęboko w lata
osiemdziesiąte / dziewięćdziesiąte i
wysmażyli doskonałe blackmetalowe danie w obfitej thrashowej polewie. W
zasadzie wszystko jest tu zrobione po dawnemu. Brzmi to jak za dobrych czasów,
kiedy to jeszcze zaawansowanym komputerom do studio był wstęp wzbroniony,
ukierunkowane jest na konkretne riffowanie a nie mulistą ścianę dźwięku,
pozbawione niepotrzebnych innowacji i, przede wszystkim, cuchnące Diabłem.
Panowie nie silą się na wyszukane rozwiązania czy romanse z nowomodą. Stukają
sobie przeważnie w średnio szybkich, niekiedy punkowych rytmach i częstują muzyka
przy której wchodziłem w wiek dorosłości. Słychać w tych nagraniach echa Sodom,
mocno czuć norweskiego ducha. Żeby nie było zbyt oczywiście, Old Coven potrafią
także zaserwować niezwykle nastrojową partię solową, a takowe pojawiają się w
każdej z kompozycji, przy której można polecieć nad zaśnieżonymi górami
Skandynawii. Proporcje dwóch wspomnianych wcześniej składowych zostały tu
wymieszane w ilościach dla mnie idealnych, dzięki czemu obcowanie z
„Mysteries of the Dark Occult” to czysta przyjemność ale i podróż
sentymentalna. Wspomniałem o prostocie, ale nie myślcie sobie czasem, że
znajdziecie tu totalną surowiznę albo typowego black’n’rolla. Naprawdę sporo na
tej EP-ce dobrych i przemyślanych harmonii. Dzięki nim Old Coven wchodzi mi jak
rozgrzany nóż w masełko. Niby nic wielkiego, a ile radości. No a jeśli macie
jakiekolwiek wątpliwości, to zerknijcie sobie na okładkę. Ona w zasadzie mówi
wszystko. Na koniec dodam jeszcze, że strona B tego wydawnictwa to zapis
trzech starszych numerów w wersji live.
Mnie takie dodatki akurat nie bawią, ale uważam, że wspomniany kwadrans
materiału studyjnego jest wystarczającą motywacją, by się w ten kawałek wosku
zaopatrzyć.
-
jesusatan
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz