niedziela, 25 września 2022

Recenzja Old Coven “Mysteries of the Dark Occult”

 

Old Coven

“Mysteries of the Dark Occult”

Under the Sign of Garazel 2022

Old Coven to zespół ze Stanów (a Ty byłeś kiedyś w Stanach?), któremu stuknęło właśnie dziesięć lat. Nie jest to twór specjalnie płodny, bowiem trzy demówki i pełniak trudno uznać za szczyt pracowitości. Zapewne z tego też powodu nowy materiał, wydawany właśnie przez Garazela, na pięknie wiśniowym winylu, że tak napomnę, jest moim pierwszym kontaktem z twórczością tego hordu.  No i już po tej krótkiej randce wiem, że się bardzo polubimy. „Mysteries of the Dark Occult” to w wersji podstawowej trzy utwory, zamykające się w piętnastu minutach. Trzy utwory grania bardzo staroszkolnego. Panowie zaczerpnęli głęboko w lata osiemdziesiąte / dziewięćdziesiąte  i wysmażyli doskonałe blackmetalowe danie w obfitej thrashowej polewie. W zasadzie wszystko jest tu zrobione po dawnemu. Brzmi to jak za dobrych czasów, kiedy to jeszcze zaawansowanym komputerom do studio był wstęp wzbroniony, ukierunkowane jest na konkretne riffowanie a nie mulistą ścianę dźwięku, pozbawione niepotrzebnych innowacji i, przede wszystkim, cuchnące Diabłem. Panowie nie silą się na wyszukane rozwiązania czy romanse z nowomodą. Stukają sobie przeważnie w średnio szybkich, niekiedy punkowych rytmach i częstują muzyka przy której wchodziłem w wiek dorosłości. Słychać w tych nagraniach echa Sodom, mocno czuć norweskiego ducha. Żeby nie było zbyt oczywiście, Old Coven potrafią także zaserwować niezwykle nastrojową partię solową, a takowe pojawiają się w każdej z kompozycji, przy której można polecieć nad zaśnieżonymi górami Skandynawii. Proporcje dwóch wspomnianych wcześniej składowych zostały tu wymieszane w ilościach dla mnie idealnych, dzięki czemu obcowanie z „Mysteries of the Dark Occult” to czysta przyjemność ale i podróż sentymentalna. Wspomniałem o prostocie, ale nie myślcie sobie czasem, że znajdziecie tu totalną surowiznę albo typowego black’n’rolla. Naprawdę sporo na tej EP-ce dobrych i przemyślanych harmonii. Dzięki nim Old Coven wchodzi mi jak rozgrzany nóż w masełko. Niby nic wielkiego, a ile radości. No a jeśli macie jakiekolwiek wątpliwości, to zerknijcie sobie na okładkę. Ona w zasadzie mówi wszystko. Na koniec dodam jeszcze, że strona B tego wydawnictwa to zapis trzech  starszych numerów w wersji live. Mnie takie dodatki akurat nie bawią, ale uważam, że wspomniany kwadrans materiału studyjnego jest wystarczającą motywacją, by się w ten kawałek wosku zaopatrzyć.

- jesusatan

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz