środa, 28 września 2022

Recenzja ABADDON INCARNATE „The Wretched Sermon”

 ABADDON INCARNATE

„The Wretched Sermon”

Transcending Obscurity Records 2022

Kurwa, Abaddon Incarnate powrócił z nową produkcją, choć tak naprawdę nigdy się nie rozpadł. To ja z niewiadomych przyczyn straciłem kontakt z tymi brutalami z Irlandii. Ostatnia płytka tego zespołu, z którą miałem przyjemność obcować, to wydana w 2009 „Cascade”. Następnej w kolejności „Pessimist” z roku 2014 w ogóle nie zauważyłem, co jest o tyle dziwne, że zawsze darzyłem tę grupę sporą estymą i pasował mi ich, nasycony dzikością napierdol. No nic, obiecuję odpokutować za to przeoczenie, a tymczasem przejdźmy do wydanego w tym roku, szóstego już pełnego (a jeżeli na poczet pełnych krążków zaliczymy  materiał koncertowy „Live Pessimism”, to siódmego) albumu grupy zatytułowanego „The Wretched Sermon”. Spieszę więc donieść Wam, że w przypadku tej niszczącej machiny ze szmaragdowych wysp praktycznie nic się nie zmieniło. Abaddon Incarnate to nadal surowy w swym podejściu, zaprawiony korzennym, agresywnym, nieustępliwym w chuj Grindcore’m, bezkompromisowy Metal Śmierci. „Nieszczęsne Kazanie” to seria trzynastu nieubłaganych, brutalnych, niszczących w pizdu wałków. Każdy z nich wypełniony jest rozrywającymi gitarami, miażdżącym wnętrzności, ołowianym basem, zaciekłą pracą bębnów, szalonymi solówkami i wściekłymi wokalizami, które sprawiają, że materiał ten uderza z piekielnym okrucieństwem. W tej twórczości nie ma miejsca na litość, czy filozoficzne wycieczki. Na tym albumie rządzi przemoc, zło i czysta nienawiść. Wiosła wypluwają tu chwilami kolosalne wręcz ilości masywnych, szybkich riffów, które przeplatane morderczymi liniami basu sprawiają, że niebo wali nam się na głowy, a zęby pękają u podstawy. Nieco wolniejsze z kolei faktury, często trochę zapętlone i nieoczywiste posiadają natomiast zajebisty ciężar, oraz paskudne, brudne krawędzie i gniotą aż miło. Co prawda współczesne oblicze Abaddon Incarnate jest zdecydowanie bardziej poukładane, wszak bagaż doświadczeń ma ten zespół ogromny i brakuje mi czasami tego pierwotnego, zabarwionego chaosem barbarzyństwa, jakie cechowało ich pierwsze albumy, ale i tak „The Wretched Sermon” (choć nic nie pozostawiono tu przypadkowi) to iście piekielna Bestia odegrana z pasją i zaangażowaniem. Tak więc można powiedzieć, że zespół ten dał mi na swej najnowszej płycie w zasadzie wszystko to, czego po nich oczekiwałem, czyli 36 minut jadowitej, kreatywnej rzezi na niezmiennie wysokim poziomie. Wyśmienity, Death/Grindowy rozpierdol. Jak dla mnie, pozycja do zakupu obowiązkowego.

 

Hatzamoth

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz