poniedziałek, 19 września 2022

Recenzja EPITOME „ROTend”

 

EPITOME

„ROTend”

Deformeathing Production 2022

O rzesz w kurwę!!! Epitome powróciło. No niby chłopaki nigdy nie obwieścili, że idą do piachu, ale że milczeli prawie 8 lat, toteż praktycznie ich pochowałem i opłakałem. A tu proszę, panowie powstali niczym feniks z popiołów, zrobili delikatny lifting składu i swój powrót zaakcentowali w najlepszy możliwy sposób, czyli płytą, która powiedzieć, że miażdży, to tak, jakby nic nie powiedzieć. „ROTend” to bowiem materiał tak zajebisty, że wręcz odjęło mi mowę. Ci popaprańcy zawsze tworzyli muzę bezwzględnie patologiczną i brutalną, a przy tym niepodrabialną i charakterystyczną tylko dla nich i tak jest kurwa po dzień dzisiejszy. No nie ma chuja we wsi, pokażcie mi, zespól, który potrafi zagrać, jak Epitome, a w nagrodę ufunduję mu wycieczkę nad morze japońskie i paczkę gwoździ bez łebków. A żeby było weselej, to nikt tu nie preferuje masturbacji nad instrumentami, czy upychania tysiąca riffów w jednym wałku. Cały materiał oparty jest na stosunkowo prostych patentach (zawsze twierdziłem, że w prostocie siła), ale poskładanych i odegranych w tak niesamowity sposób, że w pizdę palec odejmuje mowę nawet tym, „co się znają”, o ile oczywiście będą mieli się odwagę do tego przyznać. Ja otwarcie wyznaję, że podobnie, jak i poprzednie płyty, także i ta po prostu rozjebała mi system i zrobiła z mojej dupy krwiste Sashimi (dla niewtajemniczonych, to japoński sposób serwowania surowych owoców morza, a także wieprzowiny i koniny). Tak więc napierdalają panowie radośnie, dziarsko i z werwą, a rozpierdol, robią przy tym taki, że idź pan w pizdu i wróć z michą świeżej krwi i podrobów. Znajdziemy tu oczywiście także trochę niestandardowych rozwiązań, które ocierają się choćby o gitarowy noise, niekonwencjonalne podziały rytmiczne, czy riffowanie w bardziej nowoczesnym stylu (czego przykładem może być choćby „Preachers of Turmoil”), ale wszystko to jest tak mocno wtopione w soczysty, OldSchool’owy Death/Grind, będący znakiem rozpoznawczym zespołu, że ani przez chwilę nie mamy wątpliwości, kto spuszcza nam totalne wjeby. 17 przecudnie walących zgniłym mięchem wałków, 30 minut jazdy bez srania pod siebie. Czego chcieć więcej? Doskonałe, krwiste rzygowiny i to z naszego podwórka! Mistrzowie z Rzeszowa powrócili i przy pomocy „ROTend” wyprowadzili prawdziwie nokautujący cios. Mam nadzieję, że na następny nie będę musiał czekać kolejnych 8 lat.

 

Hatzamoth

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz