Hostia
„Nailed”
Deformeating
Prod. 2022
Tak coś czułem, że recenzowana na tych łamach
chwilkę temu EP-ka „Resurrected Meat” była jedynie przedsmakiem tego, co
właśnie nadchodzi. I to nadchodzi z taką mocą, że kryjcie dzieci i ryglujcie
drzwi. Nowy pełniak Hostii to piętnaście ciosów zadanych w dwadzieścia cztery
minuty. Że krótko? Owszem, krótko i niebywale treściwie. Sam zastanawiałem się,
czy aby tej recenzji nie zawrzeć jedynie w lakonicznym stwierdzeniu, iż jest to
„Wpierdol jak ta lala”. Trochę bym nim jednak chłopaków
skrzywdził, choć bynajmniej nie mija się ono z prawdą. Rzecz w tym, że Hostia
wcale nie jest taką hostią kościelną, którą każdy baran łyka spod ołtarza a ona
za każdym razem smakuje tak samo. Na „Nailed” zespół nadal drepcze, albo raczej
zapierdala, swoją ścieżką, lecz bynajmniej się nie powiela, co przy gatunku
jakim jest death/grand sprawą tak oczywistą nie jest. Tym bardziej cieszy mnie
fakt, że panowie potrafią w tym, teoretycznie hermetycznym gatunku, nadal
eksplorować i urozmaicać swoje kompozycje. Nie, bynajmniej nie chodzi mi o
jakieś koślawe mariaże, awangardy czy wysublimowane pomysły. Tu nadal rządzi
prostota. Wioślarze napierdalają na swoich instrumentach chwilami chyba
szlifierką, by za chwilę przejść bardzo naturalnie w mega rytmiczny riff, nie
pozostawiający jakiejkolwiek innej opcji niż ruszenie w tan. Niezmiennie
wszystko dzieje się na wysokich obrotach, urozmaicanych konkretnym akordowaniem
przy którym człowiek łapie się za czuprynę niczym ludek zdobiący okładkę „From
Enslavement to Obliteration”, i bynajmniej nie wymieniam tego tytułu na chybił
trafił. Inspiracje płynące z wczesnych Napalmów czy Terrorizer są tu nad wyraz
słyszalne, ale to przecież żadna nowość. Nie mniej jednak totalnie mnie te
wariacje rozpierdalają, tak samo jak wiadrowe chwilami brzmienie beczek czy
totalnie dzikie, a zarazem mocno zróżnicowane wokale Pacha, będące niczym nitro
wtryśnięte do całości. Ta muzyka ma niesamowity groove, jest bezwzględnie dzika
i opętana, zarażająca swoją zwierzęcością w zastraszającym tempie. Posłuchajcie
sobie choćby mojego ulubieńca „Zajebię cię” i spróbujcie nie pośpiewać sobie
tego mijając na ulicy „ulubionego” sąsiada. No i rzecz o której wspomniałem na
samym początku. Każdy następny album chłopaków z Mazowsza jest inny. A każdy
rozpierdala z taką samą mocą, pozostawiając po sobie spaloną ziemię. Obok
debiutu Kill Division, „Nailed” to w moim rankingu najlepszy album death/grand
jaki słyszałem w ostatnim czasie. Tak że ten, co ja chciałem powiedzieć? A,
wiem! Wpierdol jak ta lala!
-
jesusatan
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz