poniedziałek, 12 września 2022

Recenzja Arkona „Lunaris”

 

Arkona

„Lunaris” (Re-issue)

Mara Prod. 2022

Arkony, oraz jej wkładu w historię polskiego black metalu przedstawiać chyba nikomu nie trzeba. Zespół startował jeszcze w pierwszej połowie lat dziewięćdziesiątych i doczekał się dotychczas siedmiu pełnych krążków. Dziś na tapecie wznowienie szóstego z nich. Album to dla Arkony wyjątkowy, jako iż właśnie na „Lunaris” nastąpił nieco zaskakujący, poprzedzony sporymi przetasowaniami w składzie, skręt w ich karierze. Doskonale pamiętam, jak spora rzesza fanów w chwili wydania tego materiału zaczęła kręcić nosem, że  oto Arkona zdradziła ideały, poszła w melodię i komercję. Owszem, nie da się zaprzeczyć, że te sześć numerów to wejście na wyższy poziom i niejako wystawienie głowy ponad powierzchnię undergroundu. Jednak jednocześnie to nowe otwarcie i nowa jakość. Zdecydowanie można nazwać „Lunaris” płytą przebojową. Można jej też „zarzucić” bardziej profesjonalne brzmienie, choć według mnie granica przyzwoitości nie została tu bynajmniej przekroczona. Nie da się jednak zaprzeczyć, iż nadal mamy tu do czynienia z jadowitym black metalem, choć bardziej przemyślanym i ułożonym, ale na pewno nie pozbawionym agresji. To, że tym razem panowie okrasili swoje wizje sporą ilością elementów bardziej mrocznych i nastrojowych jedynie ich muzykę wzbogaciło. Nadal nie brak tu przeszywających chłodem szybkich, blastujących partii i rozpędzonych gitarowych riffów, którym towarzyszy skuwający całość niczym lód wokal Necrosodoma. To, w jaki sposób muzycy skontrastowali te elementy z fragmentami bardziej klimatycznymi może jedynie wywoływać dreszczyk podniecenia. Zwłaszcza jeśli słuchając muzyki zanurzymy się w teksty, nie pozostawiające żadnych złudzeń i śpiewane tradycyjnie w języku narodowym. Mimo większej, ogólno pojętej przystępności, materiał ten daleki jest od mainstreamu, nadal potrafi mocno ranić, ale i jednocześnie czarować. Wszelkie orkiestracje (słyszałem nawet porównania do Dimmu Borgir, które to mocno mnie rozśmieszyły) i inne dodatki zostały tu bardzo rozsądnie wyważone. A jeśli komuś nie podoba się melodia w metalu, to pewnie nawet Dissection nazwie pozerami. Chuj w to, mi się ten krążek bardzo podoba, i teraz, kiedy to odświeżyłem go sobie, stwierdzam, że nie stracił nic na swojej wartości. Powiem jeszcze inaczej – gdyby te nagrania ukazały się dziś, a ich autorzy nie zostali wskazani z nazwiska, większość antagonistów „Lunaris” piałaby z zachwytu. Dla mnie ten album jest dowodem na to, że zespół blackmetalowy może się rozwijać, i robić to nie tracąc absolutnie nic na swojej wartości. Nie, nie jest to najlepszy materiał Arkony. Jednak spokojnie mieści się w szufladce z krajowym czarcim graniem na najwyższym poziomie. I tyle chyba starczy, by każdy maniak gatunku miał go na półce.

- jesusatan

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz