FORMIS
„Pogromca”
Defense Records / Damned Pages Distro 2022
Formis to zespół, o którym
wiedziałem, że istnieje, jakieś tam próbki ich twórczości przeleciały ongiś
przez me narządy słuchu, jednak owe zajawki nigdy nie spowodowały, abym
zapragnął poznać jakąś całą ich płytę. Gdy tegoroczny, czwarty już w dorobku,
pełny album zespołu przypadkowo wpadł w moje łapska, postanowiłem tym razem już
bez wykrętów zapoznać się z nim po całości i zarazem małe co nieco o nim
napisiać (znaczy się napisać). Tak więc „Pogromca” to krążek dopracowany i
przemyślany. Słychać to wyraźnie, podobnie jak i to, że panowie warsztat
techniczny mają bardzo dobry i wiedzą, jak
ze swych instrumentów wycisnąć to, do czego dążą. Po kilkukrotnym obcowaniu
z tym materiałem, przypuszczam, że
chłopaki osiągnęli to, co sobie założyli (przynajmniej z grubsza). Niestety
muzyka, jaką wykonuje ten kwintet ze Śląska, nie do końca mnie przekonuje. To
nie moje wibracje, choć jak już wspominałem, Formis zdecydowanie wie, do czego
służą ich instrumenty, a i zaangażowania odmówić im nie można. Death/Thrash
grany na współczesną, nowoczesną modłę, to nie jest muzyka, która wywoływałaby
u mnie jakieś głębsze uniesienia, a to właśnie w takich klimatach utrzymana
jest ich najnowsza płytka. Oddajmy jednak Cesarzowi to, co cesarskie. A zatem wiosła
wycinają tu zadziorne, chwytliwe riffy o wysokim stopniu technicznego
zaawansowania, które niewątpliwie robią robotę. Beczki wspomagane wyrazistym,
nieźle zakręconym niekiedy basem o sporym ciężarze także rzeźbią solidnie, więc
płytka ta ma konkretnie pierdnięcie, a zróżnicowane wokale poruszające się
pomiędzy agresywnymi partiami a czystym śpiewem niewątpliwie zrobią wrażenie na
wszystkich, którzy lubią tego typu granie. Napotkamy tu także niemałe ilości
gitarowych błyskotek i ciekawej ornamentyki z dopracowanymi solówkami na czele.
Całość wokali jest w języku polskim. Czy to dobre posunięcie? Czasami tak,
czasami nie, ale tego elementu akurat się nie czepiam, wszak wiadomo, że naszą
gwarę niełatwo dostosować do tego typu dźwięków. Na „Pogromcy” wypada to dosyć
dobrze, choć są fragmenty, które nieco kłują w uszy i wywołują mimowolny
uśmiech pod wąsem. Co więc mi nie pasuje? Ano choćby to, że całość jest
cholernie wymuskana i zanadto jak dla mnie wypolerowana, więc płytka ta
sprzedaje co najwyżej silne klapsy, po których zaróżowi się jeno skóra.
Krwawiących obficie ran po sobie nie pozostawia, że o śmierci, czy zniszczeniu
nie wspomnę. Rwane dosyć mocno rytmy i siłowo szarpane struny, czy szczekanie
wokalne także mnie nie kręcą, a mimo wszystko dosyć sporo tu takich patentów.
Całość smakuje trochę jak obiadki dla niemowląt w słoiczkach. Gładko podana
papka bez określonej konsystencji i smaku. Ja wolę zdecydowanie bardziej wyraziste
potrawy, więc „Pogromca” to płytka nie dla mnie. Każdy jednak z Was, kto lubi
muzykę leżącą gdzieś na przecięciu Totem i wczesnego Frontside z Lostbone, czy
nowym obliczem Decapitated powinien zainteresować się ostatnim krążkiem Formis,
gdyż to twórczość skrojona w sam raz dla Was. Ja posłucham sobie ten materiał
jeszcze raz, może dwa (aby upewnić się w tym, co napisałem) i na tym zakończy
się moja z nim znajomość.
Hatzamoth
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz