Necrotum
„Undead
Symbiosis”
Morbid
Chapel 2022
Do Necrotum podchodziłem trochę na raty. Za
pierwszym razem nieco się odbiłem gdzieś w połowie krążka. Najzwyczajniej nie
miałem nastroju na tego typu muzykę. Wróciłem jednak po miesiącu, dla świętego
spokoju, i tym razem zaiskrzyło. Chyba z powodu banalnego. Necrotum jest
właśnie nieco banalny, przewidywalny i nieodkrywczy. Czasem jednak mam ochotę
posłuchać sobie takiego death metalu, bo tym właśnie gatunkiem zajmują się
panowie z Rumunii. Kompozycje na „Undead Symbiosis” są w zasadzie proste jak
konstrukcja cepa. Necrotum bazują na prostych, siermiężnych akordach,
słyszanych już miliony razy. Kompozycje nie są zbytnio rozbudowane, można nawet
powiedzieć że w większości schematyczne. Każda z nich utrzymana jest w średnim
tempie, oparta na dwóch – trzech riffach, którym wtóruje wystukująca
nieskomplikowane, niespieszne a czasem d-beatowe rytmy perka, jedynie chwilami
nieco zwiększająca obroty. Pod tym względem twórczość Necrotum kojarzy mi się
poniekąd z Six Feet Under, z jedną zasadniczą różnicą. Jest faktycznie nieco
bardziej urozmaicona, przede wszystkim przez wchodzącą często na pierwszy plan
bardziej melodyjną nutą gitarową albo krótką solówką. Właśnie te wejścia
przełamują towarzyszącą utworom motorykę i stanowią odskocznię od dość
monotematycznego tła. Jeżeli chodzi o wokale to mamy tutaj klasyczny, głęboki,
mało czytelny growl, jedynie w niektórych partiach wspomagany przez ekspresje w
ciut wyższych rejestrach. Ktoś mógłby powiedzieć – nuda. I, chciał nie chciał,
prowadząc z nim dyskusję musiałbym się pod pewnym względem zgodzić. Bo na tej
płycie nic nie zaskakuje. Nie ma fragmentów stawiających podniesienie
adrenaliny czy zmuszających do natychmiastowego powstania z pozycji siedzącej.
A mimo to, nigdy w życiu nie powiedziałbym, że to album słaby. W tej jego schematyczności
tkwi chyba największy urok. Oczywiście pod warunkiem, o jakim wspomniałem na
samym początku. Takie granie trzeba po prostu lubić i mieć na nie ochotę. Ja,
poza szlagierami z ekstraklasy mam też okresowo ochotę zajrzeć ligę niżej, by
sprawdzić, co ciekawego tam się dzieje. I w takiej sytuacji Necrotum jest jak
znalazł. Nie jest to może ta sama klasa co Demoted (z którym to zespołem
autorzy „Undead Symbiosis” związani są personalnie) ale kilka okrążeń z tymi
nagraniami bynajmniej nie będzie czasem straconym. Bo to konkretny old skul
pełną gębą. Zresztą potwierdzeniem tego jest cover Grave zagrany na deser.
Zatem smacznego.
-
jesusatan
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz