HEDONIST
„Sepulchral
Lacerations” (Demo)
Independent
2021
A
teraz moi drodzy parafianie soczysta porcja skandynawskiego Old School Death
Metalu rodem z… Kanady. W kraju klonowego liścia, a konkretnie w Kolumbii
Brytyjskiej stacjonuje sobie bowiem Hedonist i rzeźbi w klasycznej, Śmierć
Metalowej glinie szczerze, z niezbędnym, zgniłym uczuciem i oddaniem godnym
szacunku. „Sepulchral Lacerations” to ich pierwsze wydawnictwo, a prawie 20
minut muzy, jaka się tu znalazła, wyraźnie oddaje hołd mistrzom gatunku, których
z nazwy nie będę tu wymieniał, gdyż jest to całkowicie zbędne, a poza tym nie
chcę, abyście zbytnio sugerowali się nieśmiertelnymi klasykami, gdyż grupa ta,
mimo wyraźnych inspiracji, o których już pisałem powyżej, pozostawia w tych
dźwiękach swój własny szlif i nie ogranicza się jeno do kopiowania ikon tego
stylu. Tyle, jeżeli chodzi o ogólny zarys grupy, a teraz przejdźmy do meritum
sprawy, czyli do muzyki zawartej na tegorocznym materiale demo kanadyjskich
wielbicieli śmiertelnych wibracji. Każdy, nawet średnio rozgarnięty pożeracz
metalowej strawy wie, czego się spodziewać po Klasycznym Metalu Śmierci rodem
ze Skandynawii i możecie mi wierzyć na słowo, wszystko to znajdziemy na
„Grobowych Ranach” Chropowate, bezkompromisowe, rwące skórę pasami, tłuste,
zainfekowane wonią rozkładu wiosła, masywne, miażdżące beczki, gruby,
wywracający wnętrzności bas i zaflegmiony solidnie, grobowy growling. Składowe
zatem dobrze znane i lubiane, a przede wszystkim poskładane przez Hedonist w
taki sposób, że słucha się tego wyśmienicie i nie odbija nam się starym,
odgrzewanym na zjełczałym tłuszczu mięsiwem. Ich debiutancki materiał jawi mi
się jako bardzo dobry konglomerat szwedzkiego odłamu Death Metalowego
szaleństwa z melodyką charakterystyczną dla klasycznych zespołów z Finlandii i
ledwie wyczuwalnym dotknięciem ciężkiej, norweskiej zgnilizny. Jak by jednak
nie było, ci jegomoście doskonale wiedzieli, co chcą stworzyć, czego efektem
jest wysoce zadowalający materiał, który brzmi tak, jakby grupa pochodziła z
lat 90-tych, przeżyła tę epokę, lub doskonale rozumiała, czym był Metal Śmierci
w tamtych czasach, bo to, że gloryfikują tamte lata, nie ulega najmniejszej
wątpliwości, a mnie się to w chuj podoba. Jak na razie materiał ten ukazał się
jedynie w formie cyfrowej, mam jednak nadzieję, że niebawem przybierze on jakąś
fizyczną formę (najlepiej cd). Warto mieć baczenie na Hedonist, gdyż to demo wyraźnie
rozbudza apetyt na więcej. Wpisuję zatem kanadyjską grupę na listę zespołów
obserwowanych i czekam na kolejny, śmiertelny wymiot z obszarów Kolumbii
Brytyjskiej.
Hatzamoth
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz