poniedziałek, 6 września 2021

Recenzja FUNERAL FULLMOON „Poetry of the DeathPoison”

 

FUNERAL FULLMOON

„Poetry of the DeathPoison”

Inferna Profundus Records 2021

Tym razem wyruszamy do Chile, aby zapoznać się z drugim albumem nieco enigmatycznego, owianego mgiełką tajemnicy, jednoosobowego horda zwącego się Funeral Fullmoon. Projekt zrzeszony jest w Pure Raw Underground Black Metal Plague Circle wraz z 13th Temple, Gryftigæn, Mantiel, Old Castles, Pyreficativm, Vel’Har, Wampyric Rites i Winterstorm, co dla niektórych będzie z pewnością magnesem, aby zapoznać się z twórczością zespołu. W przypadku muzyki zawartej na „Poetry of the Death Poison” należy pamiętać, że dźwięki te narodziły się pod wpływem nienawiści, wściekłości, gniewu i manifestacji wszelakich diabolicznych mocy czających się w piekielnych otchłaniach, a ich zadaniem jest gloryfikacja śmierci, zła, ciemności i wszystkiego, co obrzydliwe, ohydne i bluźniercze. Jak zatem pewnie już się domyślacie, album ten wychwala klasyczny, jadowity, surowy, zimny i absolutnie wierny najgłębszym, najczarniejszym korzeniom gatunku Black Metal królujący niepodzielnie na scenie w początkach lat 90-tych. Znajdziemy tu zatem ponurą, złowieszczą muzykę opartą na stosunkowo prostych, aczkolwiek zróżnicowanych pod względem tempa, głucho napierdalających beczkach, ziarnistym basie, którego bardziej czuć, aniżeli słychać, gdyż sporadycznie manifestuje on swoją obecność na tym albumie, piłujących, chropowatych, barbarzyńskich, lodowatych riffach uzupełnionych gdzieniegdzie chorymi dysonansami i  ponurych, wstrętnych, nawiedzonych, grobowych wokalizach przyprawioną złowróżbnym, mrocznym parapetem, która odwołuje się bezpośrednio do klasycznych już dziś, pierwszych produkcji spod znaku Dark Throne, Mayhem, Gorgoroth, Judas Iscariot, Warloghe, Burzum, czy Moonblood. Brzmienie oczywiście z gatunku lo-fi, więc jest siarczyście, w chuj surowo i zajeżdża to wszystko wilgotną, cmentarną kryptą. „Poezja Trucizny Śmierci” to oczywiście nie jest nic nowego, ale z tych dźwięków, jak bardzo banalnie by to nie zabrzmiało, sączy się autentyczne, namacalne zło, o przepraszam, powinienem był napisać ZŁO, które niemal fizycznie wyczerpuje. Podoba mi się także szczere zaangażowanie twórcy w swoje dzieło, jak i koncepcyjna czystość tego krążka, oraz obezwładniający, hipnotyzujący, niemal rytualny feeling, jaki panuje na tej płytce. Można się naprawdę zatracić w zawartej tu muzyce i długo błądzić po jej zaklętych rewirach spowitych gęstą, nieomal lepką ciemnością. Wyśmienity, tradycyjny Unholy Black Metal. Dopóty, dopóki będą się ukazywały takie albumy, czarny ogień nigdy nie zgaśnie.

 

Hatzamoth

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz