PIT
OF BLOOD
„Spawn
of Abomination” (Ep)
Independent
2021
Najnowszy,
tegoroczny materiał kanadyjskiego Pit of Blood to kaszan straszliwy, który może
posłużyć za doskonały przykład, jak nie należy grać Brutal Death Metalu. Kurwa,
co za porażka! Odpowiedzialnego za ten projekt powinni ukrzyżować, wykąpać we
wrzącym oleju, a następnie rozerwać to, co z niego zostało i rzucić lwom na
pożarcie, albo nie, bo jeszcze by się zwierzęta zatruły. Może i jest to na swój
sposób brutalne i bezkompromisowe, ale choćby minimalnych umiejętności
technicznych, czy jakiegokolwiek warsztatu muzycznego, to ten koleś nie posiada,
że o umiejętnościach kompozytorsko-aranżacyjnych nie wspomnę. Dlatego też
wszystko się tu rozjeżdża i, mimo że to tylko 11 minut muzy, to trzeba wykazać
się olbrzymim samozaparciem, aby przebrnąć przez tę kupę. Poszczególne
składniki niby nienajgorsze, perka nakurwia brutalnie, riffy patroszą solidnie,
a gardłowe, niskie growle są solidnym punktem tego
programu, ale jednak wszystko to zostało tak koślawo złożone zusammen razem do
kupy, że efekt jest w chuj tragiczny, a do tego brzmienie tego materiału nie
jest jednolite, faluje, nie trzyma jednakowego poziomu ani tonacji dźwięku,
więc zapewne produkcją zajmował się ten sam człowiek, który odpowiada za
zawarte tu kompozycje i ponownie zjebał robotę. Odpowiedni poziom trzyma tylko
okładka zdobiąca ten materiał, reszta to masakra straszliwa i to bynajmniej nie
w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Oczywiście koleś obecny jest chyba we
wszystkich, możliwych portalach internetowych
(Bandcamp, Facebook, Istagram, Spotify, Store, YouTube, YouTube 2) i aż
się wierzyć nie chce, że nie ma jeszcze konta na Naszej Klasie. Cóż, fajnie, że
koleś chce, ale póki co powinien zamknąć się w swoim kurwidołku, obserwować
scenę brutalnego napierdalania i szlifować swe umiejętności, gdyż chcieć, to
nie wszystko, trzeba jeszcze umieć, a jak na razie te umiejętności są cienkie,
jak dupa węża, a w niektórych przypadkach więc żenujące. Tak więc Pit of Blood
możecie sobie, drodzy czytelnicy jak na razie odpuścić, chyba że jesteście
naprawdę jebnięci na punkcie Brutal Death Metalu, a do tego słuch się Wam już
przytępił. Dobra wystarczy już tego pisania (i tak za dużo miejsca poświęciłem
tej nędznej produkcji), zwłaszcza że „Pit…” to gówno straszliwe. Do kosza z
tym!
Hatzamoth
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz