środa, 22 września 2021

Recenzja PIT OF BLOOD „Spawn of Abomination”

 

PIT OF BLOOD

„Spawn of Abomination” (Ep)

Independent 2021

Najnowszy, tegoroczny materiał kanadyjskiego Pit of Blood to kaszan straszliwy, który może posłużyć za doskonały przykład, jak nie należy grać Brutal Death Metalu. Kurwa, co za porażka! Odpowiedzialnego za ten projekt powinni ukrzyżować, wykąpać we wrzącym oleju, a następnie rozerwać to, co z niego zostało i rzucić lwom na pożarcie, albo nie, bo jeszcze by się zwierzęta zatruły. Może i jest to na swój sposób brutalne i bezkompromisowe, ale choćby minimalnych umiejętności technicznych, czy jakiegokolwiek warsztatu muzycznego, to ten koleś nie posiada, że o umiejętnościach kompozytorsko-aranżacyjnych nie wspomnę. Dlatego też wszystko się tu rozjeżdża i, mimo że to tylko 11 minut muzy, to trzeba wykazać się olbrzymim samozaparciem, aby przebrnąć przez tę kupę. Poszczególne składniki niby nienajgorsze, perka nakurwia brutalnie, riffy patroszą solidnie, a gardłowe, niskie growle są solidnym punktem tego programu, ale jednak wszystko to zostało tak koślawo złożone zusammen razem do kupy, że efekt jest w chuj tragiczny, a do tego brzmienie tego materiału nie jest jednolite, faluje, nie trzyma jednakowego poziomu ani tonacji dźwięku, więc zapewne produkcją zajmował się ten sam człowiek, który odpowiada za zawarte tu kompozycje i ponownie zjebał robotę. Odpowiedni poziom trzyma tylko okładka zdobiąca ten materiał, reszta to masakra straszliwa i to bynajmniej nie w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Oczywiście koleś obecny jest chyba we wszystkich, możliwych portalach internetowych  (Bandcamp, Facebook, Istagram, Spotify, Store, YouTube, YouTube 2) i aż się wierzyć nie chce, że nie ma jeszcze konta na Naszej Klasie. Cóż, fajnie, że koleś chce, ale póki co powinien zamknąć się w swoim kurwidołku, obserwować scenę brutalnego napierdalania i szlifować swe umiejętności, gdyż chcieć, to nie wszystko, trzeba jeszcze umieć, a jak na razie te umiejętności są cienkie, jak dupa węża, a w niektórych przypadkach więc żenujące. Tak więc Pit of Blood możecie sobie, drodzy czytelnicy jak na razie odpuścić, chyba że jesteście naprawdę jebnięci na punkcie Brutal Death Metalu, a do tego słuch się Wam już przytępił. Dobra wystarczy już tego pisania (i tak za dużo miejsca poświęciłem tej nędznej produkcji), zwłaszcza że „Pit…” to gówno straszliwe. Do kosza z tym!

 

Hatzamoth

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz