SLOUGH OF DESPAIR
„Catacombs of Terror”
Chaos Records 2021
Powołany
do życia niespełna trzy lata temu, grecki Slough of Despair na swym płytowym
debiucie zatytułowanym „Catacombs of Terror” prezentuje nam ciężki,
przytłaczający, mroczny Doom/Death Metal, który bazuje na wczesnych produkcjach
Paradise Lost, Decomposed, czy My Dying Bride. Gniecie ten materiał potężnie, a
ciemność sączy się z każdego, zawartego tu dźwięku. Nie dziwi mnie zresztą
jakoś specjalnie, że krążek ten miażdży z taką mocą, gdyż zespół tworzą muzycy,
grający również w Ectoplasma, Serpent’s Order, Malledictions, Aeon Dust,
Chamber of Malevolence, czy Age of Sorrow. Widać zatem, że to nie przelewki, a
chłopaki znają się na swojej robocie. „Katakumby Terroru” to produkcja oparta o
klasyczne wzorce starej szkoły gatunku, a zatem masywne, mięsiste bębny wbijają
w podłoże z siłą kilkutonowego, pneumatycznego młota do kruszenia betonu,akcentując
każdy riff i linię wokalną, tłusty bas rozrywa na strzępy, smoliste,
intensywne, przeciągane, zawiesiste, pełzające gitary nasycone ponurymi,
grobowymi melodiami z odpowiednią dawką wilgotnej pleśni kruszą mury i wraz z
mglistym, złowieszczym, żałobnym parapetem i melancholijnymi partiami solowymi
o narracyjnym charakterze budują odpowiednie napięcie, tworząc gęstą,
hipnotyczną, niepokojącą, miazmatyczną atmosferę starożytnego, zakazanego
obrzędu, a niskie, gardłowe, bezlitosne, głębokie growle przeplatane
krzykami bólu i rozpaczy gładko prześlizgujące się po ociężałych wiosłach
doskonale uzupełniają ten pogrążony w bagnie rozpaczy album. Dodatkowego
smaczku dodają tej muzyce soczyste, zwarte, kleiste tekstury, które z
powodzeniem mogłyby się znaleźć w najbardziej miażdżących wałkach Incantation,
Winter, czy Asphyx. Brzmi to wszystko wybornie. Sound jest ciężki, zwalisty,
lepki, wręcz monolityczny, a zarazem przestrzenny i organiczny. Dla zwolenników
nowocześniejszych form muzycznego łomotu ten album nie będzie zapewne niczym
szczególnym, ale wszystkim maniakom Old School Doom/Death Metalu krążek ten jak
amen w pacierzu zrobi dobrze, niczym ministrant księdzu i będzie to dla nich z
pewnością płytka warta zachodu. Mimo że teoretycznie, jak i praktycznie to nic
nowego, a muzyka zawarta na „Catacombs…” zbudowana jest z bardzo dobrze
wszystkim znanych komponentów, to w chuj podobają mi się te na wskroś
przesiąknięte feelingiem wczesnych lat 90-tych dźwięki i z (nie)czystym
sumieniem mogę polecić ten krążek wszystkim, podobnym do mnie, starym
zwyrodnialcom. Czekam oczywiście na kolejne poczynania Greków, bowiem ten
materiał zbeształ mnie dogłębnie i konkretnie.
Hatzamoth
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz