„Auf Sumph’gen Pfaden”
Northern Silence Productions 2021
Pierwsza,
pełna płyta tej grupy założonej w niemieckiej Saksonii w 2019 roku, to rzecz
dla słuchaczy, którzy ponad wszystko wielbią klimatyczną, nastrojową muzę,
która w większości inspirowana jest pięknem i siłami natury. „Na Bagnistych
Ścieżkach” to bowiem płytka, na której splatają się Black Metal,
okołoambientowe, mgliste pływy, delikatne elementy Nordic Folku i muzyka
relaksacyjna. Nie usłyszymy tu co prawda godowych odgłosów Płetwali Błękitnych,
czy nawoływań Waleni, ale wszelakiego rodzaju dźwięki płynącego strumyka, trele
bliżej nieokreślonego ptactwa i tego typu pierdoły już jak najbardziej.
Klawiszowych pejzaży i atmosferycznych tekstur gitary akustycznej tu sporo,
przez dużą część tego materiału dominują one w zasadzie na tym albumie, ale
usłyszymy tu również zagęszczoną, mulistą, zwartą, soczystą sekcję, która
posiada niezgorszy ciężar i potrafi konkretnie przygnieść do gleby, surowe
partie wiosła poparte niezłymi, rozbudowanymi, melancholijnymi liniami
melodycznymi i agresywne wokale z lekką nutą depresji. Niestety, jak dla mnie
tych mocnych, siarczystych struktur, gdy do głosu dochodzą te bardziej
bezkompromisowe, Black Metalowe elementy jest stanowczo za mało. Zdecydowanie
więcej na tym krążku niepotrzebnego pitolenia, gdzie parapet i sample z
odgłosami natury spychają sekcję i wiosło na drugi plan, neutralizują bardzo
mocno ich zwarty charakter, moc i pierwotną siłę, sprawiając, że przez
większość czasu najzwyczajniej w świecie wieje tu nudą. Nie rekompensuje tego
nawet atmosfera tej płytki, mglista, hipnotyzująca, zagęszczona, nasycona
tajemnicą i pewnego rodzaju przyrodniczym mistycyzmem (że się tak wyrażę), która
jest niewątpliwie bardzo mocnym jej punktem. Brzmienie, choć dosyć gęste,
przymglone i lekko muliste ma jakąś tam
przestrzeń i selektywność, ale w niektórych momentach bardziej czujemy, niż
słyszymy poszczególne instrumenty, co dla niektórych może być drażniące,
podobnie jak niejednolity poziom głośności, z którym także się tu spotkamy.
Podsumowując zatem: jak już na początku wspominałem, twórczość Urda Sot
skierowana jest do słuchaczy, dla których nade wszystko liczy się klimat, a
reszta schodzi na dalszy plan, gdyż tego składnika znajdą tu pod dostatkiem.
Dla mnie to kolejna, mocno przeciętna płyta z atmosferycznym Black Metalem i
gdyby się w ogóle nie ukazała, to świat by się nie skończył. Skoro już jednak jest,
to niech jest. Ja przesłuchałem ją dwa razy z recenzenckiego obowiązku i więcej
nie zamierzam do niej wracać.
Hatzamoth
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz