środa, 15 września 2021

Recenzja Pathogen „Ravages of the Tyrant”

 

Pathogen

„Ravages of the Tyrant”

Bestial Invasion 2021

Może to dziwne, ale mimo iż Pathogen tuła się po scenie już dwadzieścia lat i doczekał się pięciu dużych albumów oraz sporej ilości pomniejszych wydawnictw, to jakoś do dziś nasze drogi się nie zeszły. Tym bardziej to zaskakujące, bo słucham sobie właśnie „Ravages of the Tyrant” po raz kolejny i stwierdzam, że to naprawdę niezłe granie. Jak więc zatem udawało mi się tak długo skutecznie omijać ten zespół, nie mam pojęcia. No ale przejdźmy do rzeczy. Wersja Bestial Invasion to wznowienie wspomnianej EP-ki na srebrnym dysku z bonusami w postaci wersji demo dwóch utworów znanych z czwartej płyty „Ashes of Eternity”. Filipińczycy nie tworzą może dźwięków zbyt oryginalnych, lecz akurat jeśli mowa o death metalu, to najmniej mi to przeszkadza. W tym konkretnym przypadku mamy do czynienia z dość surową wersją gatunku. Nie znajdziecie w tych utworach ani szaleńczego tempa ani gniotących spowalniaczy. Wszystko obraca się tu na umiarkowanej prędkości z chwilowymi zrywami, ze sporą ilością punkowych rytmów, w raczej prostej konwencji i bez wirtuozerskich wygibasów. Można by powiedzieć, iż znając pochodzenie zespołu dość łatwo się domyśleć jak to brzmi i cyka. Poniekąd sporo w tym prawdy, choć poza oczywistymi, rzucającymi się od razu w uszy wpływami, takimi jak choćby Dismember, Benediction czy Asphyx, w kilku momentach zespół czerpie też z innych klasyków. Dość wyraźnie wyczuwalne są tutaj inspiracje wczesnym Celtic Frost, zwłaszcza w otwierającym materiał „Tenebrae Infinitum”. Z kolei solówki mocno przypominają mi popisy Treya, albo chwilami może nawet bardziej Petera na „The Ultimate Incantation”. Na płycie znajdziemy też cover Dead End i trzeba przyznać, że utwór ten doskonale wkomponowuje się w całość. Jest więc dość ciekawie i nudzić się przy tym nie da, zwłaszcza że brzmienie „Ravages of the Tyrant” jest odpowiednio zapiaszczone i odrobinę niechlujne. Nieco do przodu, zwłaszcza przy d-beacie, wybijają się dość płasko brzmiące beczki, co w tym przypadku akurat podkreśla jedynie garażowy charakter muzyki Pathogen. Materiał ten trwa niecałe pół godziny i powiem szczerze, że jest to idealna dawka muzyki. Dostateczna by nieźle kopnąć w dupę a jednocześnie nie zacząć się powtarzać. Może i obiektywnie patrząc, muzycznie ta EP-ka i jest jedynie solidnym drugoligowcem, ale ja czasem wolę posłuchać czegoś niezobowiązującego niż jedynie towaru z najwyższej półki. Jeśli macie podobnie, to Pathogen na taką okazję będzie jak ulał.

- jesusatan

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz