Pathogen
„Ravages of the Tyrant”
Bestial Invasion 2021
Może to dziwne, ale mimo iż Pathogen tuła się po
scenie już dwadzieścia lat i doczekał się pięciu dużych albumów oraz sporej
ilości pomniejszych wydawnictw, to jakoś do dziś nasze drogi się nie zeszły.
Tym bardziej to zaskakujące, bo słucham sobie właśnie „Ravages of the Tyrant”
po raz kolejny i stwierdzam, że to naprawdę niezłe granie. Jak więc zatem
udawało mi się tak długo skutecznie omijać ten zespół, nie mam pojęcia. No ale
przejdźmy do rzeczy. Wersja Bestial Invasion to wznowienie wspomnianej EP-ki na
srebrnym dysku z bonusami w postaci wersji demo dwóch utworów znanych z czwartej
płyty „Ashes of Eternity”. Filipińczycy nie tworzą może dźwięków zbyt
oryginalnych, lecz akurat jeśli mowa o death metalu, to najmniej mi to
przeszkadza. W tym konkretnym przypadku mamy do czynienia z dość surową wersją
gatunku. Nie znajdziecie w tych utworach ani szaleńczego tempa ani gniotących
spowalniaczy. Wszystko obraca się tu na umiarkowanej prędkości z chwilowymi
zrywami, ze sporą ilością punkowych rytmów, w raczej prostej konwencji i bez
wirtuozerskich wygibasów. Można by powiedzieć, iż znając pochodzenie zespołu
dość łatwo się domyśleć jak to brzmi i cyka. Poniekąd sporo w tym prawdy, choć poza oczywistymi, rzucającymi
się od razu w uszy wpływami, takimi jak choćby Dismember, Benediction czy
Asphyx, w kilku momentach zespół czerpie też z innych klasyków. Dość wyraźnie
wyczuwalne są tutaj inspiracje wczesnym Celtic Frost, zwłaszcza w otwierającym
materiał „Tenebrae Infinitum”. Z kolei solówki mocno przypominają mi popisy Treya,
albo chwilami może nawet bardziej Petera na „The Ultimate Incantation”. Na
płycie znajdziemy też cover Dead End i trzeba przyznać, że utwór ten doskonale
wkomponowuje się w całość. Jest więc dość ciekawie i nudzić się przy tym nie da,
zwłaszcza że brzmienie „Ravages of the Tyrant” jest odpowiednio zapiaszczone i
odrobinę niechlujne. Nieco do przodu, zwłaszcza przy d-beacie, wybijają się
dość płasko brzmiące beczki, co w tym przypadku akurat podkreśla jedynie
garażowy charakter muzyki Pathogen. Materiał ten trwa niecałe pół godziny i
powiem szczerze, że jest to idealna dawka muzyki. Dostateczna by nieźle kopnąć
w dupę a jednocześnie nie zacząć się powtarzać. Może i obiektywnie patrząc,
muzycznie ta EP-ka i jest jedynie solidnym drugoligowcem, ale ja czasem wolę
posłuchać czegoś niezobowiązującego niż jedynie towaru z najwyższej półki. Jeśli
macie podobnie, to Pathogen na taką okazję będzie jak ulał.
-
jesusatan
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz