Autokrator
„Persecution”
Krucyator
Prod. 2021
Nie będę ściemniał, że jestem wielkim fanem
Autokrator od samego początku. Tak naprawdę dopiero trzecia płyta tego
pochodzącego z Francji komanda kopnęła mnie w dupę na tyle mocno, że to
odczułem. Miałem zatem cichą nadzieję na kolejny krążek, który podtrzyma
tendencję wznoszącą, a przynajmniej nie spadnie poniżej poziomu „Hammer of the
Heretics”. Spieszę zatem donieść, że o najmniejszym rozczarowaniu nie ma tu
mowy. Powiem więcej, Autokrator powoli, acz systematycznie, się rozwija.
„Persecution” to trzydziestoczterominutowy koncept na temat prześladowań chrześcijan w czasach Imperium Rzymskiego. Muzycznie natomiast jest to
pierwszoligowa death/black metalowa rozpierducha. Sporą część płyty stanowi
bezlitosna chłosta niebanalnymi riffami w towarzystwie siekających zwoje
mózgowe na tatar blastów. Nie jest to jednak bezmyślna sieczka, gdyż nawet w
najszybsze utwory wplecione zostały chwytliwe zwolnienia, przełamujące glowlowy
schemat skandowane hasła, brzmiące niczym okrzyki w rzymskim Koloseum, czy
marszowe tempa. Autokrator łączy muzykę starej szkoły z lekkim posmakiem
Portalowego gruzu, niszczące swoją siłą akordy przyprawia odpowiednią dawką
melodii i urozmaica utwory tak, by nie występował w nich element
powtarzalności. Słuchając „Persecution” mam wrażenie, jakby atmosfera z każdym
kolejnym utworem stawała się coraz bardziej gęsta, aż dochodzimy do punktu
kulminacyjnego w postaci „Caesar Nerva Traianus”, masywnego walca przy którym
można zapomnieć oddychać, zwłaszcza przy chóralnym „Hail Caesar!” wywołującym u
mnie ciary na plecach. Album wieńczy rytualny „Apocalypsis” z wybijającymi
wojenny rytm kotłami i recytowanym fragmentem Apokalipsy z „The Biblia Sacra
Vulgata”. Uff… Nie ma na tym albumie fragmentów słabych i stanowi on zwarty,
masywny monolit. Co najważniejsze, Francuzi nie kopiują nikogo na siłę, lecz
czerpiąc z wielu źródeł kreują swój własny styl. Styl, który coraz bardziej mi
się podoba. I wszystko byłoby idealne, lecz do jednego szczegółu muszę się
tradycyjnie dojebać, a jest nim zbyt sterylne jak na mój gust brzmienie
perkusji, w szczególności centrali, które chodzą nieco plastikowo. Zdaję sobie
sprawę, że jestem na tym punkcie odrobinę uprzedzony, bo po kilku odsłuchach
przestało mnie to jakoś drastycznie irytować, ale… Nie zmienia to oczywiście faktu,
iż najnowsze dziecko Autokrator uważam za najbardziej dojrzały i najmocniejszy
materiał zespołu. Każdy, kto po „Hammer of the Heretics” miał pobudzony apetyt
może już teraz siadać do stołu i czekać na kolejną porcję wybornych żabich
udek. Bon apetit!
-
jesusatan
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz