czwartek, 30 września 2021

Recenzja INFLABITAN „Intrinsic”

 

INFLABITAN

„Intrinsic”

Soulseller Records 2021

Inflabitan powstał w 1993 roku jako jednoosobowy projekt muzyczny, który zaliczał się wówczas do prężnie rozwijającej się, norweskiej sceny Black Metalowej. W ciągu dwóch pierwszych lat działalności zespół nagrał dwa materiały demo, po czym nagle zamilkł, robiąc sobie kilkudziesięcioletnią przerwę. W tym czasie założyciel hordy zbierał doświadczenia w kilku Black Metalowych składach (min w Dodheimsgard), był także częścią kultowego w pewnych kręgach Strid. I tak oto w 28 lat od swego powstania grupa obudziła się nagle z letargu i wydała w tym roku swój pierwszy album długogrający zatytułowany „Intrinsic”. Jestem, prawdę powiedziawszy trochę zaskoczony tym, co usłyszałem na tym krążku. Słychać tu co prawda Black Metalowe korzenie, jakimi legitymuje się ten band, jednak na tym wydawnictwie środek ciężkości jest w zdecydowany sposób mocniej przesunięty w stronę Technicznego Death/Black Metalu. Materiał ten zawiera sporo niezgorzej pokręconych, chwytliwych riffów o skomplikowanej konstrukcji i nierzadko progresywnym zacięciu, konkretnie wywijającego basu, zróżnicowanych, zawiłych beczek o technicznym szlifie pełnych kontrastów rytmicznych i złożonych, wyrafinowanych aranżacji. W poszczególnych wałkach pojawiają się multitempowe struktury i to nie tylko, jeżeli chodzi o poszczególne instrumenty, ale także o wokal, co nie jest rzeczą prostą do zrealizowania. Jeżeli zresztą chodzi o wokale, to zdecydowanie zasługują one także na uwagę. Złowrogie, jadowite growle o gniewnym tonie mają charakter złowieszczej deklamacji, nadają tej płycie mrocznego klimatu i zarazem własnego, indywidualnego nasycenia ciemnością. Zespół flirtuje na tej płytce także z agresywnym Thrash Metalem, a i zimne, melodyjne, nostalgiczne riffy przypominające pierwsze płyty Lord Belial, Sacramentum, Unanimated, czy Dissection także przewijają się przez muzykę Inflabitan, podobnie jak i delikatne muśnięcie klawisza.  Brzmienie, jak przystało na produkcję, gdzie uwypuklone są walory techniczne materiału, jest wyraziste, przestrzenne i organiczne, ale zachowano tu równocześnie w odpowiednich ilościach pewien pierwotnie surowy, przepełniony chłodem charakter tych dźwięków. Bez dwóch zdań, ciekawa, wciągająca, niekonwencjonalna i w pewnym stopniu nieprzewidywalna to twórczość z mnogością wątków i tajemniczą fabułą. Trzeba jednak poświęcić jej nieco więcej czasu i atencji, aby odkryć wszystkie, ukryte w niej smaczki i klejnoty. Gdy zabierałem się za ten album, spodziewałem się raczej standardowego, norweskiego Black Metalu, a tymczasem usłyszałem muzykę, która łamie zasady, kluczy i wymyka się jednoznacznej klasyfikacji. Bardzo dobry, intrygujący album, który polecam nie tylko fanom Czarciego  Metalu, gdyż to kawał świetnej, przemyślanej muzy i nawet jeżeli to nie do końca Wasze klimaty, to posłuchać na pewno warto.

 

Hatzamoth

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz