piątek, 1 października 2021

Recenzja SARKRISTA „Sworn to Profound Heresy”

 

SARKRISTA

„Sworn to Profound Heresy”

Purity Through Fire 2021


Nie powiem, żebym jakoś specjalnie czekał na trzeci, pełny album długogrający niemieckiej hordy Sarkrista, ale skoro już pojawił się on w mojej skrzynce, to czuję się w obowiązku, aby skrobnąć o nim słów parę. Tak więc „Sworn to Profound Heresy” nie odbiega od tego, co do tej pory tworzył zespół. Cały czas mamy do czynienia z solidnym, konkretnym Black Metalem zakorzenionym głęboko w skandynawskiej II fali gatunku (ze wskazaniem na Finlandię) opartym na siarczystych, napierdalających soczyście bębnach, chropowatych, surowych liniach basu, agresywnych, zimnych, jadowitych, intensywnych riffach i wściekłych, bluźnierczych, nienawistnych wokalach. Ten na wskroś konserwatywny rdzeń płyty podlano umiejętnie partiami klawiszy podkreślającymi jej posępny, w pewnym sensie rytualny, okultystyczny charakter. Z tekstów sączy się oczywiście gloryfikacja Rogatego i wszystkich dzieł jego, a poszczególne wałki są dobrze przemyślane, konsekwentnie budują napięcie i mroczny, nihilistyczny, złowróżbny klimat, jaki emanuje z tego krążka. Czasami przeleci jakiś poczerniały, Thrash’owy patencik dodający dodatkowej pikanterii tej płytce, ale generalnie wszystko zostało tu stworzone z dobrze znanych, wypracowanych przez lata rozwiązań, więc w zasadzie wiadomo, czego się spodziewać po muzyce Sarkrista, co zarazem jest jej błogosławieństwem, jak i przekleństwem. „Sworn…” to zatem bardzo konkretna, zachowująca idealny wręcz balans pomiędzy lodowatą surowizną a złośliwą melodyką, poniewierająca rzetelnie płyta z jednej strony a frustrująco wręcz znajoma z drugiej. W zasadzie, gdybyśmy puścili sobie bez przerwy, po kolei dwa ostatnie albumy zespołu, czyli „Summoners of the Serpent Wrath” z 2017 r. i tegoroczny „Sworn to Profound Heresy”, to bardzo trudno byłoby powiedzieć, gdzie kończy się jeden, a zaczyna drugi krążek. Nie jest to absolutnie zarzut z mojej strony, gdyż to w gruncie rzeczy naprawdę dobra płyta, ale takie są niezaprzeczalne fakty. Brzmienie również odwołuje się do skandynawskiej klasyki Black Metalu. Jest dynamiczne, ekspansywne, siarczyste, klasycznie surowe, zimne i niszczy w chuj, ale jednocześnie dużo w nim przestrzeni i dosyć klarownego, organicznego szlifu, dzięki czemu wyraźnie słyszymy wszelakie tekstury każdego z utworów i nie trzeba zachodzić w głowę, co autor miał na myśli. Jeżeli zatem drogi czytelniku lubisz klasyczne, czarcie granie bez zbędnej innowacyjności, eksperymentów i niespodzianek, które śmiało można postawić na półce obok wydawnictw Sargeist, Horna, Baptism, Satanic Warmaster, czy Sarastus, to możesz w ciemno zamawiać najnowszą płytkę Sarkrista. Satysfakcja gwarantowana.

 

Hatzamoth

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz