SARKRISTA
„Sworn to Profound Heresy”
Purity Through Fire 2021
Nie powiem, żebym jakoś specjalnie czekał na trzeci, pełny album długogrający niemieckiej hordy Sarkrista, ale skoro już pojawił się on w mojej skrzynce, to czuję się w obowiązku, aby skrobnąć o nim słów parę. Tak więc „Sworn to Profound Heresy” nie odbiega od tego, co do tej pory tworzył zespół. Cały czas mamy do czynienia z solidnym, konkretnym Black Metalem zakorzenionym głęboko w skandynawskiej II fali gatunku (ze wskazaniem na Finlandię) opartym na siarczystych, napierdalających soczyście bębnach, chropowatych, surowych liniach basu, agresywnych, zimnych, jadowitych, intensywnych riffach i wściekłych, bluźnierczych, nienawistnych wokalach. Ten na wskroś konserwatywny rdzeń płyty podlano umiejętnie partiami klawiszy podkreślającymi jej posępny, w pewnym sensie rytualny, okultystyczny charakter. Z tekstów sączy się oczywiście gloryfikacja Rogatego i wszystkich dzieł jego, a poszczególne wałki są dobrze przemyślane, konsekwentnie budują napięcie i mroczny, nihilistyczny, złowróżbny klimat, jaki emanuje z tego krążka. Czasami przeleci jakiś poczerniały, Thrash’owy patencik dodający dodatkowej pikanterii tej płytce, ale generalnie wszystko zostało tu stworzone z dobrze znanych, wypracowanych przez lata rozwiązań, więc w zasadzie wiadomo, czego się spodziewać po muzyce Sarkrista, co zarazem jest jej błogosławieństwem, jak i przekleństwem. „Sworn…” to zatem bardzo konkretna, zachowująca idealny wręcz balans pomiędzy lodowatą surowizną a złośliwą melodyką, poniewierająca rzetelnie płyta z jednej strony a frustrująco wręcz znajoma z drugiej. W zasadzie, gdybyśmy puścili sobie bez przerwy, po kolei dwa ostatnie albumy zespołu, czyli „Summoners of the Serpent Wrath” z 2017 r. i tegoroczny „Sworn to Profound Heresy”, to bardzo trudno byłoby powiedzieć, gdzie kończy się jeden, a zaczyna drugi krążek. Nie jest to absolutnie zarzut z mojej strony, gdyż to w gruncie rzeczy naprawdę dobra płyta, ale takie są niezaprzeczalne fakty. Brzmienie również odwołuje się do skandynawskiej klasyki Black Metalu. Jest dynamiczne, ekspansywne, siarczyste, klasycznie surowe, zimne i niszczy w chuj, ale jednocześnie dużo w nim przestrzeni i dosyć klarownego, organicznego szlifu, dzięki czemu wyraźnie słyszymy wszelakie tekstury każdego z utworów i nie trzeba zachodzić w głowę, co autor miał na myśli. Jeżeli zatem drogi czytelniku lubisz klasyczne, czarcie granie bez zbędnej innowacyjności, eksperymentów i niespodzianek, które śmiało można postawić na półce obok wydawnictw Sargeist, Horna, Baptism, Satanic Warmaster, czy Sarastus, to możesz w ciemno zamawiać najnowszą płytkę Sarkrista. Satysfakcja gwarantowana.
Hatzamoth
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz