Chamber of Unlight
"Realm of the Night"
Werewolf Rec. 2021
"Wiem
co zrobiłeś minionego lata" - powiedziałem do siebie patrząc w lustro.
Kilkanaście razy przesłuchałeś debiut Finów z Chamber of Unlight i zapomniałeś
wystawić im laurki. Tak faktycznie było, ale kiedy dziś wróciłem do "Realm
of the Night", to grzechu zaniechania już nie powtórzę. Bo o tej płycie
wspomnieć po prostu należy. Nie dlatego, że jest to jakaś jutrzenka, zespół
gwiazd czy wybitne arcydzieło. Jest to natomiast album, który potrafi przenieść
w czasy, kiedy północny czarny metal święcił triumfy na ziemi, zaznaczając
swoją obecność płonącymi świątyniami. Panowie, którzy nowicjuszami absolutnie
nie są i z niejednego pieca jedli chleb, tym razem wysmażyli osiem utworów
klasycznego, odpowiednio urozmaiconego i wyważonego czystego black metalu. Poza
nielicznymi galopadami na "Realm of the Night" znajdziemy nastrojowe
zwolnienia i przede wszystkim te przecudownie brzmiące, podsycane delikatnie
klawiszowym tłem fińskie melodie, które potrafią sprawić, że serce w piersi
zamarza a oczy zachodzą szronem. Wystarczy wcisnąć "play" i opuścić
powieki, by w pomieszczeniu zrobiło się zimno. Ziąb ten potęgują doskonałe,
szorstkie wokale, wspomagane chwilami przez czystsze zaśpiewy w tle, oraz
stuprocentowo staroszkolne brzmienie, pozwalające cieszyć się każdym akordem, a
jednocześnie mające w sobie ten złowieszczy wydźwięk. Ja wiem, że wszystko co
składa się na debiut Chamber of Unlight już było, zostało zagrane setki razy,
ale tak długo mi to nie przeszkadza, jak długo zespoły potrafią w naturalny
sposób oddać klimat tamtych lat. Finowie robią to doskonale, czego dowodem
fakt, iż mając w poczekalni setki innych pozycji wróciłem dziś akurat do ich
debiutu. I słucham go właśnie po raz kolejny, bo kiedy wybrzmiewają kończące
ostatni utwór akordy nie potrafię powstrzymać się przed ponowna podróżą
zaśnieżonymi fińskimi ścieżkami wśród Królestwa Nocy. Kto jeszcze tego krążka
nie zna, niech sprawdza, bo warto.
-
jesusatan
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz