sobota, 16 października 2021

Recenzja DEAD SUMMER SOCIETY „Decades”

 

DEAD SUMMER SOCIETY

„Decades”

Northern Silence Productions 2021

Trzecia, pełna płyta włoskiego projektu Dead Summer Society, to propozycja dla tych, którym odpowiada klimat płyt Novembre, Lacrimas Profundere, The Foreshadowing, czy też późniejszych, bardziej zorientowanych na gotyckie granie produkcji Tiamat. Muzyka, jaka znajduje się na „Decades”, obraca się bowiem w szeroko pojętych ramach melodyjnego Gothic/Doom Metalu zakorzenionego w końcówce drugiej połowy lat 90-tych z delikatnym dotknięciem bardziej współczesnych form atmosferycznych dźwięków (Post-Black Metal / Blackgaze). Obcujemy tu zatem z melancholijnymi, nostalgicznymi, z lekka przygnębiającymi kompozycjami, które płyną gładko i swobodnie. Całość opiera się tu w głównej mierze na dobrej pracy wiosła, wspartej niezłymi, klimatycznymi partiami parapetu. Te dwa instrumenty odwalają tu największą robotę, gdyż puszczone z trupa beczki robią swoje, nie mając innego wyjścia, a bas podążający prawie zawsze za rytmem jest w zasadzie niezauważalny. Wokale operujące kilkoma barwami i sposobami artykulacji, poczynając od chmurnych pseudo growli, poprzez czyste, męskie i niewieście śpiewanie aż do tajemniczych szeptów i deklamowanych fraz są przeciętne, dupy nie urywają, a w niektórych momentach powodują niebezpieczne rozluźnienie zwieraczy. Gitara natomiast rzeźbi doprawdy dobre partie chłodnych, nasyconych melancholijnymi melodiami, chwytliwych riffów, doskonałe, pełne różnorakich ornamentów partie solowe o narracyjnym charakterze, nostalgiczne pejzaże dźwiękowe w onirycznych tonacjach, czy też ciekawe, zagęszczone harmonie o sporej masie własnej. Niestety bardzo dobra warstwa wioślarska nie jest w stanie wg mnie nawet z pomocą niezgorszego klawisza wydźwignąć w górę przeciętnej do bólu, bladej całości, choć zdecydowanie poprawia odbiór tego materiału, i to dzięki jej zabiegom w ogóle jakoś to wszystko trybi, a słuchanie „Decades” nie jest totalną męczarnią. Brzmienie tego materiału także mogłoby być lepsze, tzn. tragedii nie ma, gdyż sound jest przestrzenny i lekko kontemplacyjny, więc odsłuch nie nastręcza problemów, tyle że mało w tych dźwiękach ciężaru i mocy, że o mroku nie wspomnę. Lekuchne to i akuratne, aż mdli, a delikatnie syntetyczne (niemniej wyraźnie słyszalne) linie bębnów nie pomagają, delikatnie rzecz ujmując w odbiorze całości. Muzyka, którą tworzy na tym albumie Stowarzyszenie Martwego Lata, nijak nie potrafiła mnie zainteresować, więc odpuszczam sobie tę miękką papkę, jednak wszyscy miłośnicy łzawych, melancholijnych, tęsknych klimatów obcując z „Decades”,  zapewne nie raz zwalą sobie kapucyna.

 

Hatzamoth

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz