„Decades”
Northern Silence Productions 2021
Trzecia,
pełna płyta włoskiego projektu Dead Summer Society, to propozycja dla tych,
którym odpowiada klimat płyt Novembre, Lacrimas Profundere, The Foreshadowing, czy
też późniejszych, bardziej zorientowanych na gotyckie granie produkcji Tiamat.
Muzyka, jaka znajduje się na „Decades”, obraca się bowiem w szeroko pojętych
ramach melodyjnego Gothic/Doom Metalu zakorzenionego w końcówce drugiej połowy
lat 90-tych z delikatnym dotknięciem bardziej współczesnych form
atmosferycznych dźwięków (Post-Black Metal / Blackgaze). Obcujemy tu zatem z
melancholijnymi, nostalgicznymi, z lekka przygnębiającymi kompozycjami, które
płyną gładko i swobodnie. Całość opiera się tu w głównej mierze na dobrej pracy
wiosła, wspartej niezłymi, klimatycznymi partiami parapetu. Te dwa instrumenty
odwalają tu największą robotę, gdyż puszczone z trupa beczki robią swoje, nie
mając innego wyjścia, a bas podążający prawie zawsze za rytmem jest w zasadzie
niezauważalny. Wokale operujące kilkoma barwami i sposobami artykulacji,
poczynając od chmurnych pseudo growli, poprzez czyste, męskie i niewieście
śpiewanie aż do tajemniczych szeptów i deklamowanych fraz są przeciętne, dupy
nie urywają, a w niektórych momentach powodują niebezpieczne rozluźnienie
zwieraczy. Gitara natomiast rzeźbi doprawdy dobre partie chłodnych, nasyconych
melancholijnymi melodiami, chwytliwych riffów, doskonałe, pełne różnorakich
ornamentów partie solowe o narracyjnym charakterze, nostalgiczne pejzaże
dźwiękowe w onirycznych tonacjach, czy też ciekawe, zagęszczone harmonie o
sporej masie własnej. Niestety bardzo dobra warstwa wioślarska nie jest w
stanie wg mnie nawet z pomocą niezgorszego klawisza wydźwignąć w górę
przeciętnej do bólu, bladej całości, choć zdecydowanie poprawia odbiór tego
materiału, i to dzięki jej zabiegom w ogóle jakoś to wszystko trybi, a
słuchanie „Decades” nie jest totalną męczarnią. Brzmienie tego materiału także
mogłoby być lepsze, tzn. tragedii nie ma, gdyż sound jest przestrzenny i lekko
kontemplacyjny, więc odsłuch nie nastręcza problemów, tyle że mało w tych
dźwiękach ciężaru i mocy, że o mroku nie wspomnę. Lekuchne to i akuratne, aż
mdli, a delikatnie syntetyczne (niemniej wyraźnie słyszalne) linie bębnów nie
pomagają, delikatnie rzecz ujmując w odbiorze całości. Muzyka, którą tworzy na
tym albumie Stowarzyszenie Martwego Lata, nijak nie potrafiła mnie
zainteresować, więc odpuszczam sobie tę miękką papkę, jednak wszyscy miłośnicy
łzawych, melancholijnych, tęsknych klimatów obcując z „Decades”, zapewne nie raz zwalą sobie kapucyna.
Hatzamoth
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz