WESENWILLE
„II: A Material God”
Les Acteursde I’Ombre Productions 2021
W
przypadku drugiego krążka holenderskiego duetu Wesenwille mocno zaintrygował
mnie wyśmienity, sugestywny, przepełniony urbanistycznym mrokiem,
przytłaczający obraz, jaki stanowi front-cover tej płyty. Z zaciekawieniem
zabrałem się zatem za konsumpcję muzycznej zawartości tego albumu i choć nie do
końca tego się spodziewałem, gdyż widząc okładkę, oczekiwałem grania
zdecydowanie bardziej zatopionego w zimnym, odhumanizowanym industrialu, to
otrzymałem strawę bardzo smaczną i treściwą, choć nie tak pikantną, jakbym
sobie tego życzył. Obcujemy tu bowiem z satysfakcjonującym, dosyć gęstym,
dynamicznym, nieco neurotycznym Black Metalem, który może się podobać, choć
mnie osobiście na kolana nie rzucił. Sporo tu jadowitych, siarczystych partii
opartych na zimnych, surowych riffach, soczyście napierdalających bębnach,
rozrywającym, tłustym basie i agresywnych, ponurych wokalizach. Nie brakuje tu
również bardziej technicznego riffowania, ukierunkowanego w stronę Death
Metalowych produkcji, pokręconych, chorych dysonansów, wykalkulowanych na
chłodno, celowo chaotycznych wzorów perkusyjnych, dystopijnych, przepełnionych
melancholią, hipnotyzujących niezgorzej, klimatycznych linii melodyjnych, czy
klaustrofobicznej aury tworzonej min przy pomocy samplowanych, proroczych
tekstów z filmu „THX 1138” George’a Lucasa z 1971 roku i lepkich, nasyconych
ciemnością, otulających słuchacza, ambientowych przejść, które doskonale
wypełniają przestrzenie i luki powstałe pomiędzy rzeźbionymi przez gitary,
haftowanymi pokręconym ściegiem, ozdobnymiakcentami. Jak
już wcześniej napisałem, na kolana przed tą płytką nie padłem, ale muszę
przyznać uczciwie, że album ten potrafi konkretnie dojebać i przeorać zwoje
mózgowe, jeżeli poświęcimy mu należyty czas i atencję, gdyż pod powierzchnią
głównego nurtu kryje się tu sporo mrocznych meandrów wypełnionych różnorakimi
smaczkami. Materiałem tym powinni się z pewnością zainteresować wszyscy, którym
bliska jest twórczość Deathspell Omega, Svartidaudi i w pewnym stopniu Blut Aus
Nord, choć słychać tu także pewne naleciałości Emperor, Nidingr, Drottnar i w
niewielkim stopniu także Zyklon. Tak więc podsumowując: początkowo album ten nie
pokazuje wszystkich swoich atutów, ale im dalej w las, tym więcej grzybów, więc
z każdą minutą robi się ciekawiej, a w dodatku nie wszystko jest tak oczywiste,
jak się początkowo wydaje. Naprawdę dobra robota. Płyta, której z pewnością
warto posłuchać, a jeżeli zdecydujecie się na zakup fizycznej kopii, to nie
będą to stracone pieniądze.
Hatzamoth
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz