wtorek, 5 października 2021

Recenzja PROFECI „Aporia”

 

PROFECI

„Aporia”

Godz ov War Productions 2021

Przy okazji wydanego pod koniec września tego roku, drugiego, pełnego krążka poznańskiego Profeci powinienem ponownie zajebać wykład o tym, jaka to mocna, kreatywna, oryginalna i wyśmienita jest obecnie scena Black Metalowa w Polsce. Nie będę jednak tego robił, gdyż każdy już doskonale zdaje sobie z tego sprawę, a jeżeli ktoś twierdzi inaczej, to albo jest głuchy, albo też jest totalnym ignorantem zapatrzonym w czubek własnego nosa i wypiera fakty. Nie o tym ja tu jednak chciałem dwa słowa, tylko o nowej płytce wielkopolskiego zespołu, a zatem do rzeczy. „Aporia”, bo tak tytułuje się ten materiał, to niespełna 41 minut specyficznego, zimnego, filozoficznego z lekka, nihilistycznego Black Metalu o ponurym wydźwięku. Od strony instrumentalnej krążek ten wypełniają stosunkowo proste, ale ciekawie ułożone, grubo ciosane, siejące niezłą rozpierduchę bębny, uderzające niekiedy w rytualne wręcz tony, tłuste, wyraziste linie basu, który rwie skórę pasami i nie stroni momentami od bardziej pokręconych struktur, oraz surowe, emanujące chłodem, jadowite, chropowate, ale zawierające zarazem pewne pokłady klimatycznych, melancholijnych melodii riffy, a wszystko to spinają doskonałe, pełne pasji, zaciekłe, agresywne, wyraźne, rezonujące momentami głęboko, ale zarazem przepełnione bólem, goryczą i mizantropią, niepokojące wokale, plujące w słuchacza przemyślanymi, niemal poetyckimi, lecz zarazem bluźnierczymi lirykami w języku polskim. Ów dynamiczny, ekspansywny, ciężki rdzeń tego materiału wzbogacono odrobiną instrumentalnych miniatur, zniekształconymi celowo, rozmytymi ambientowymi pasażami, psychodelicznymi akcentami, czy lodowatym dotknięciem wypaczonych złowrogo, industrialnych tekstur, dzięki czemu krążek ten posiada genialną, przesyconą ciemnością, pesymistyczną, przygnębiającą atmosferę, która płynnie lawiruje pomiędzy eterycznymi, mglistymi oparami zwątpienia i rezygnacji a eksplodującymi furią, mrocznymi, wściekłymi, rozrywającymi duszę na strzępy, diabolicznymi wibracjami. Równie wyśmienite, co muzyka jest także brzmienie tego albumu. Dźwięk jest tłusty, soczysty i organiczny, ale zarazem surowy i nieco ziarnisty, dzięki czemu siła oddziaływania tej płytki jest wręcz porażająca. Zaprawdę powiadam Wam, okrutnie tyra łepetyną ta produkcja i bynajmniej nie wprowadza w euforyczny nastrój radości z życia. Wyśmienity, kreatywny, imponujący krążek. Kolejna, czarna perełka na przebogatej, polskiej scenie Czarciego grania.

 

Hatzamoth

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz