sobota, 30 października 2021

Recenzja STAGEWAR „Danger to Ourselves”

 

STAGEWAR

„Danger to Ourselves”

Black Sunset 2021

Stagewar to niemiecki zespół, który swą markę zbudował podobno, dzięki występom na żywo (od czasu powstania w 2003 roku grupa zagrała bowiem ponad 200 koncertów). Piszę podobno, gdyż jakoś nigdy nie dotarła do mnie informacja, jakoby ten kwartet z Frankfurtu siał na żywca jakąś totalną rozpierduchę i niszczył obiekty (a już kilka dni w muzyce metalowej siedzę). Wszystkiego nie da się jednak ogarnąć, gdyż trzeba by nic innego nie robić, a i wtedy doba byłaby za krótka, więc może umknął mi ten szczegół. Do pewnego stopnia jednak będę mógł zweryfikować to twierdzenie, gdyż pod koniec września tego roku zespół zaatakował nową, trzecią w dyskografii płytą długogrającą zatytułowaną „Danger to Ourselves”. Przekonajmy się zatem, co tam rzeźbią chłopaki ze Stagewar. No cóż, muza to dosyć energetyczna i zadziorna, ale mam wątpliwości, czy aż tak zabójcza na żywo. Płytkę tę wypełnia bowiem rasowy, zagrany z werwą, dosyć melodyjny Thrash Metal przyprawiony zagrywkami rodem z klasycznego Heavy i szczyptą tradycyjnego Rocka. Żre ten materiał, trzeba przyznać uczciwie, całkiem przyzwoicie. Beczki napierdalają tu bowiem solidnie, gruby bas ładnie je wspomaga i zapewnia jednocześnie temu albumowi bardzo przyzwoity groove, tłuste wiosła wycinają konkretne, agresywne riffy zainfekowane niemałą ilością klasycznych w swym wyrazie melodii i dopracowane, strzeliste solówki, a szorstkie wokale, które zwłaszcza w refrenach nadających się do śpiewania pod prysznicem, czerpią pewne inspiracje ze sceny Hc/Punk dodają tej produkcji pikanterii i niepokornego, zawadiackiego szlifu. Jakimś punktem odniesienia do muzyki Niemców może być twórczość Exodus, Testament, czy Death Angel z nieco większą domieszką patentów Heavy, choć to tylko takie, moje luźne skojarzenia. Brzmi to całkiem do szyku, dźwięk jest wyrazisty, mocny, dosadny, potrafi kopnąć solidnie i zostawia bolesne sińceprzy jednoczesnym zachowaniu przestrzeni dla każdego z instrumentów. Niewątpliwie w swym gatunku to dobra płytka, a muzyka na niej zawarta na żywca z pewnością dużo zyskuje, ale mimo wszystko, nawet w wersji live nie są to dźwięki, które spuściły by mi totalny wpierdol i wychlastały z ryja wszystkie kły. Produkcja ta znajdzie na pewno swych wiernych odbiorców wśród fanów klasycznego, melodyjnego Thrash/Heavy Metalu i to głównie do nich kierowany jest ten krążek. Ja także bawiłem się całkiem nieźle na randce z „Danger to Ourselves”, ale na jakiś dłuższy związek raczej się nie zanosi. Co najwyżej raz na jakiś czas odbędzie się miła, niezobowiązująca schadzka.

 

Hatzamoth

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz