PSYCHO
„Vulture Church”
Selfmadegod Records 2021
Weterani
Grindcore’a z Nowej Anglii powracają ze swym piątym, pełnym albumem
długogrającym celebrując jednocześnie 40 lat istnienia na scenie! Tak, dobrze
widzicie, ci wykolejeńcy ze Stanów od 1981 roku z oddaniem godnym szacunku napierdalają
surową, bezkompromisową muzę i ani myślą przestać, czego
najlepszym dowodem jest tegoroczny materiał grupy zatytułowany pieszczotliwie
„Kościół Sępa”. Krążek ten przynosi nam niespełna 34 minut korzennego,
gwałtownego, agresywnego Grindcore’a starej szkoły zakorzenionego bardzo mocno
w brudnym, ohydnym, punkowym szarpaniu strun. Nikt tu nie dba o dopieszczanie
każdego dźwięku czy techniczne struktury poszczególnych wałków. Nikt nie
spuszcza się nad chwytliwymi solówkami, precyzyjnymi riffami czy zawiłymi
harmoniami. Nie uświadczymy tu także opętańczych hiperblastów, cuchnących
gównem rzygowin, czy palcowania po gryfach z prędkością światła. „Vulture
Church” to energetyczny, syfiasty, ziarnisty, nieskomplikowany wypierdol w
umiarkowanych (jak na Grindcore oczywiście) tempach, który łamie kręgosłupy i
miażdży czaszki. Nie oszukujmy się jednak, nie każdemu ten materiał przypadnie
do gustu. To, co tu słyszymy, oparto bowiem o wzorce, jakie obowiązywały we
wczesnych latach 80-tych i tylko nieznacznie je zmodyfikowano. Beczki biją
zatem konkretnie i mocno, ale niezbyt gęsto, a ich struktury są dosyć proste.
Wspierający je, chropowaty, wyrazisty bas zdziera skórę pasami i poniewiera
rzetelnie, ale daleko mu do jakiejkolwiek ekwilibrystyki, a surowe, niewybredne,
ziarniste, bałaganiarskie nierzadko riffy, mające wyraźne inklinacje ze starą
sceną HC/Punk rozrywają w pizdu w tradycyjnym stylu. Wokale także nawiązują to
tego, co serwowało się w dziedzinie bezkompromisowej muzy bez mała cztery
dekady temu wsteczi prezentują całą gamę maniakalnych, momentami niechlujnych,
plugawych, chrapliwych wrzasków, przepełnionych złością krzyków i paskudnych,
gardłowych, zapijaczonych bełkotów. Niezłomne podejście do tworzonych przez
siebie dźwięków nie przeszkadza tym panom w przemyceniu tu kilku skocznych,
rockowych patentów, odrobiny kwaśnych, psychodelicznych zagrywek, czy kapinki
opasłych, mulistych, Doom Metalowych riffów, co dodaje tej płytce dodatkowego,
wysoce popapranego feelingu. Podobnie, jak muzyka, tak i brzmienie jest
pierwotne, surowe, twarde, oschłe i barbarzyńskie na swój niedzisiejszy, z
lekka staromodny sposób, ale zarazem autentyczne do bólu, soczyste i cudownie organiczne. Jak zatem sami
widzicie, najnowsza płytka Psycho, to krążek dla zboczonych, maniakalnych
wyznawców tradycyjnie podanej, bezpośredniej napierdalanki o Punk’owym szlifie.
Nie jest to rzecz dla ekstremistów wychowanych na perkusyjnych automatach,
triggerach i innych technologicznych bajerach, choć oczywiście zachęcam ich do
zapoznania się z „Vulture Church” choćby po to, aby zobaczyli (usłyszeli), jak
Grindcore ewoluował na przestrzeni lat i zarazem poznali głęboką klasykę
gatunku.
Hatzamoth
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz