niedziela, 10 października 2021

Recenzja PSYCHO „Vulture Church”

 

PSYCHO

„Vulture Church”

Selfmadegod Records 2021

Weterani Grindcore’a z Nowej Anglii powracają ze swym piątym, pełnym albumem długogrającym celebrując jednocześnie 40 lat istnienia na scenie! Tak, dobrze widzicie, ci wykolejeńcy ze Stanów od 1981 roku z oddaniem godnym szacunku napierdalają surową, bezkompromisową muzę i ani myślą przestać, czego najlepszym dowodem jest tegoroczny materiał grupy zatytułowany pieszczotliwie „Kościół Sępa”. Krążek ten przynosi nam niespełna 34 minut korzennego, gwałtownego, agresywnego Grindcore’a starej szkoły zakorzenionego bardzo mocno w brudnym, ohydnym, punkowym szarpaniu strun. Nikt tu nie dba o dopieszczanie każdego dźwięku czy techniczne struktury poszczególnych wałków. Nikt nie spuszcza się nad chwytliwymi solówkami, precyzyjnymi riffami czy zawiłymi harmoniami. Nie uświadczymy tu także opętańczych hiperblastów, cuchnących gównem rzygowin, czy palcowania po gryfach z prędkością światła. „Vulture Church” to energetyczny, syfiasty, ziarnisty, nieskomplikowany wypierdol w umiarkowanych (jak na Grindcore oczywiście) tempach, który łamie kręgosłupy i miażdży czaszki. Nie oszukujmy się jednak, nie każdemu ten materiał przypadnie do gustu. To, co tu słyszymy, oparto bowiem o wzorce, jakie obowiązywały we wczesnych latach 80-tych i tylko nieznacznie je zmodyfikowano. Beczki biją zatem konkretnie i mocno, ale niezbyt gęsto, a ich struktury są dosyć proste. Wspierający je, chropowaty, wyrazisty bas zdziera skórę pasami i poniewiera rzetelnie, ale daleko mu do jakiejkolwiek ekwilibrystyki, a surowe, niewybredne, ziarniste, bałaganiarskie nierzadko riffy, mające wyraźne inklinacje ze starą sceną HC/Punk rozrywają w pizdu w tradycyjnym stylu. Wokale także nawiązują to tego, co serwowało się w dziedzinie bezkompromisowej muzy bez mała cztery dekady temu wsteczi prezentują całą gamę maniakalnych, momentami niechlujnych, plugawych, chrapliwych wrzasków, przepełnionych złością krzyków i paskudnych, gardłowych, zapijaczonych bełkotów. Niezłomne podejście do tworzonych przez siebie dźwięków nie przeszkadza tym panom w przemyceniu tu kilku skocznych, rockowych patentów, odrobiny kwaśnych, psychodelicznych zagrywek, czy kapinki opasłych, mulistych, Doom Metalowych riffów, co dodaje tej płytce dodatkowego, wysoce popapranego feelingu. Podobnie, jak muzyka, tak i brzmienie jest pierwotne, surowe, twarde, oschłe i barbarzyńskie na swój niedzisiejszy, z lekka staromodny sposób, ale zarazem autentyczne do bólu, soczyste  i cudownie organiczne. Jak zatem sami widzicie, najnowsza płytka Psycho, to krążek dla zboczonych, maniakalnych wyznawców tradycyjnie podanej, bezpośredniej napierdalanki o Punk’owym szlifie. Nie jest to rzecz dla ekstremistów wychowanych na perkusyjnych automatach, triggerach i innych technologicznych bajerach, choć oczywiście zachęcam ich do zapoznania się z „Vulture Church” choćby po to, aby zobaczyli (usłyszeli), jak Grindcore ewoluował na przestrzeni lat i zarazem poznali głęboką klasykę gatunku.

 

Hatzamoth

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz