Ars Magna Umbrae
“Throne Between Worlds”
I, Voidhanger Rec. 2021
Zanim zabrałem się za “Throne Between Worlds” bardzo
długo studiowałem fragment po fragmencie obraz zdobiący ten album. Podziwiałem
jego detale i zastanawiałem się, jak genialnie pasuje do tytułu płyty oraz ile
osobnych cover artów można by na jego podstawie stworzyć. Generalnie większość
okładek nie robi na mnie większego wrażenia, bo jak muzyka jest dobra, to może
być nawet opakowana, jak kiedyś makrela w rybnym, w gazetę. Jednak w tym
przypadku radość obcowania z najnowszym dziełem Ars Magna Umbrae jest
faktycznie podwójna. Prawdziwie wyborna strawa dla oka i dla ucha. Kthunae
Mortifier po raz kolejny udowadnia, że nie jest kompozytorem przeciętnym. Na
swoim najnowszym krążku kontynuuje podróż obraną na samym początku drogą przez
pełną kontrastów krainę baśni, której piękno zachwyca na tyle, że nie zauważamy
czających się w ukryciu niebezpieczeństw. Stwierdzenie, że muzyk maluje
dźwiękami jest w przypadku Tronu Między Światami niemal dosłowne, bowiem są one
tak precyzyjnie dobrane, w taki sposób utrzymują słuchacza w napięciu i tak
ciekawie się rozwijają, że można chłonąć je praktycznie wszystkimi zmysłami w
nieskończoność i pozwalać, by zaciskały swoje trujące macki coraz mocniej na
naszej szyi. W wyjątkowo przemyślany sposób fragmenty agresywne tasują się z
elementami bardzo nastrojowymi, a te są, nie boję się użyć tego słowa, po
prostu cudowne. Co najważniejsze, muzyka Ars Magna Umbrae pomimo swojej
różnorodności i czerpania inspiracji z przeróżnych źródeł, to nadal black metal
a nie jakieś pseudo post-cośtam na siłę. Dźwięki płyną tu naturalnie,
zmieniając nastrój jak w kalejdoskopie, nie pozwalając się oderwać ani na sekundę.
Ba! Pławiąc się w nich boję się nawet oddychać, by nie stracić ani jednego z
mnóstwa przewijających się raz po raz smaczków, mimo iż są one wyraźnie
wyeksponowane. Głownie dzięki brzmieniu tych nagrań, które jest niczym
wyszlifowana bryła lodu – zimne lecz przejrzyste. Jest się na „Throne Between
Worlds” czym zachwycać, jest co eksplorować. Cieszy mnie niezmiernie, że muzyka
Ars Magna Umbrae nadal się rozwija i mimo iż wpływy nurtu islandzkiego są tu aż
nader wyraźne, to posiada ona mimo wszystko własny charakter. Jedyną rzeczą,
która mnie rozczarowała, to fakt, iż płyta ta trwa niecałe czterdzieści minut,
bo jak dla mnie to mogłaby być przynajmniej dwa razy dłuższa. Wyjątkowo dobry
album, jeden z najlepszych jakie w tym roku słyszałem.
-
jesusatan
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz