PARANORM
„Empyrean”
Redefining Darkness Records 2021
Troszkę
czasu zeszło tym Szwedom, zanim wysmażyli oni swój płytowy debiut. Zespół
istnieje od 2008 roku (niektóre źródła twierdzą nawet, że od 2007), więc dosyć
opornie pracowały tryby tej maszyny. Przełomem była podobno zmiana na
stanowisku perkusisty, jaka dokonała się w 2018 roku i od tamtego czasu powóz z
napisem Paranorm ruszył z kopyta, a efektem tego jest tegoroczny, pierwszy,
pełny album grupy zatytułowany „Empyrean”. Muzyka, jaka znalazła się na tej
płycie, to stosunkowo melodyjny mariaż technicznego Thrash i Death Metalu o
lekko progresywnym zacięciu z delikatnymi, Heavy Metalowymi naleciałościami. Całość
mocno trzyma się wysokich standardów takiego grania z końca lat 80-tych i
początku 90-tych i trzeba przyznać, że ładnie to wszystko żre, a warsztat
muzyków naprawdę robi wrażenie. Dzieje się tu zatem doprawdy dużo i mimo że
sporo tu różnorakich barw, odcieni i zgrabnych zwrotów akcji, to wszystko stanowi
jedną zwartą, spójną całość, a poszczególne wałki skomponowane są z pomysłem i
finezją. Beczki są soczyste i mocne, a przy tym kręcą niezgorzej, wyrazisty,
dźwięczny bas zapewnia odpowiedni groove, a przy tym także potrafi odstawić
solidną ekwilibrystykę, precyzyjne, techniczne, jadowite, kąśliwe, postrzępione
chwilami konkretnie, warstwowo niekiedy poukładane, zainfekowane sporą ilością
melodii riffy tną ciało do kości, napędzając poszczególne wałki zawarte na „Empyrean”,
a wzory, jakie przy tym niekiedy wykonują, mogą przyprawić o zawrót głowy. Efektowne,
obficie serwowane partie solowe są również wyśmienite, podobnie jak ciekawe,
gitarowe harmonie, a agresywne, cierpkie, szorstkie wokale dodają tej płytce
niezbędnej pikanterii. Słychać w tej muzyce pierwiastki Vektor, Megadeth z
czasów „Rust In Peace”, Death Angel, Hemotoxin, Coroner i oczywiście Death.
Zespołowi udało się znaleźć idealną wręcz równowagę pomiędzy wymienionymi tu na
początku podgatunkami, czego rezultatem jest bardzo dobry, bogaty instrumentalnie,
różnorodny pod względem intensywności i tempa album, a do tego Paranorm
pokazał, jak można nagrać techniczną, progresywną momentami płytkę bez
popadania w nadmierną złożoność struktur i masturbację nad instrumentami. Brzmienie,
jak to przy okazji takiej muzy bywa, jest pełne, tłuste, selektywne i
przestrzenne, formaliną jednak nie zalatuje, ani plastikiem nie wali i swoją
moc posiada. Wszyscy ekstremiści słuchający wyłącznie Bleka, Brutal Deta i
Grańda mogą sobie ten album spokojnie odpuścić, natomiast dla fanów
technicznego, zadziornego, opartego na klasyce, doprawionego melodią,
zahaczającego o progresywne zagony grania z pazurem płytka ta jest w zasadzie
zakupem obowiązkowym. Doskonały krążek.
Hatzamoth
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz