ARGESH
„Excommunica”
Nero
Corvino 2021
Od
ładnych kilku lat, włoski Black Metal konsekwentnie i wytrwale buduje swoją
pozycję na światowej scenie Czarciego grania. Choć nie można odmówić Włochom
determinacji i samozaparcia, to niestety większość produkcji z tego gatunku,
jaka dociera do mnie z tamtego rejonu globu (poza oczywiście kilkoma chlubnymi
wyjątkami), jest bardzo przeciętnej jakości. Są to płytki co najwyżej solidne,
które szału nie robią. Wypisz wymaluj, taka sama sytuacja jest z debiutanckim,
pełnym albumem hordy Argesh nazwanym „Excommunica”. Materiał ten wypełnia
prawie 31 minut pośledniego, średniej jakości Black Metalu o symfonicznym
zacięciu. Sporo tu siarczystego napierdalania ku chwale Rogatego, mamy także na
tym albumie solidne ilości zimnych, surowych melodii, oraz niezgorszy, mroczny,
diabelski klimat. Wszystko zatem wydaje się być na miejscu, więc dlaczego
oceniam tę płytkę tylko jako przeciętną? Już wyjaśniam. Bębny, choć potrafią
siarczyście przypierdolić, jak i nieco mocniej przegnieść do gleby wyglądają na
puszczone z trupa (choć podobno obsługuje je niejaki HHG) i mimo że są nie
najgorzej zaaranżowane, to brzmią jak gówno. Ich dźwięk jest suchy, syntetyczny,
plastikowy, a mocy w nim tyle, co kot napłakał. Wiosła robią za to bardzo dobrą
robotę, rzeźbiąc agresywne, jadowite riffy o sporej melodyjności, potrafią
zagrać także ciekawe, dopracowane partie solowe, a dysonansowe, atonalne
zagrywki o rytualnym szlifie i bardziej popapranych strukturach, jakie słyszymy
w ich wykonaniu, zdecydowanie urozmaicają
wszechobecną tu, szarą przeciętność i w zasadzie tylko dzięki pracy gitar chce
się w ogóle słuchać tej płytki, mimo tego, iżjak na mój gust są one czasami nieco
zbyt wycofane i lekko giną w miksie. Wokale inspirowane do pewnego stopnia
wampirem z Hertford (chodzi o tego wampira, który maluje kredkami) niczym
szczególnym się nie wyróżniają, ale swoje robią, a czyste partie śpiewu, które
z kolei zapatrzone są w to, co robił Vortex w Dimmu Borgir w porównaniu do swego
pierwowzoru, wypadają raczej blado, więc
dobrze, że nie są wykorzystywane zbyt często. Wszystkie, zastosowane tu
orkiestracje, melodeklamacje, tajemnicze, rytualne szepty, czy też wykorzystane
niezgorzej industrialne patenty tworzą całkiem niezłą, tajemniczą, okultystyczną,
modlitewną z lekka atmosferę, ale brakuje im odpowiedniej dynamiki, aby dojebać
konkretnie i spowodować, że wyprostują się zwoje mózgowe słuchacza (zapewne
zespół dysponował ograniczonym budżetem, więc zastosowano wersję
oszczędnościową). Jeżeli ta płytka miała zaznaczyć obecność na scenie takiej
hordy, jak Agrest (oj, przepraszam Argesh), to swoją funkcję spełniła, jeżeli
jednak zespół oczekiwał po tej produkcji czegoś więcej, to sorry, ale ni chuja,
nic z tego będzie. „Excommunica” zatem, to materiał, którym mogą zainteresować
się jedynie bezkrytycznie oddani temu gatunkowi wyznawcy
Symphonic Black Metalu. Reszta śmiało może sobie odpuścić.
Hatzamoth
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz