„Das Flammenmeer”
Purity Through Fire 2021
Zwrot
Valosta Varjoon to po fińsku „Od Światła do Cienia”, można zatem w pierwszej
chwili pomyśleć, że będziemy mieli do czynienia z zespołem z Finlandii. Rzeczywistość
jednak okazuje się zgoła odmienna, gdyż Valosta Varjoon poza nazwą, nie ma nic
wspólnego z Finlandią, a nawet ze Skandynawią, gdyż to horda z Niemiec. Na swym
drugim, wydanym w tym roku w barwach Purity Through Fire, pełnym albumie
bawarski duet prezentuje nam surowy, stosunkowo prosty, zimny Black Metalze
sporą ilością ciernistych melodii. Króluje tu klasyczny minimalizm formy. Każdy
utwór składa się z równego, rytmicznego fundamentu tworzonego przy pomocy
podstawowych wzorów perkusyjnych zmieniających tylko tempo i wspomagającego
beczki, chropowatego, ziarnistego basu.
Riffy tworzone są z prostych, powtarzalnych sekwencji akordów i podstawowych
aranżacji przechodząc jedynie później drobne modyfikacje, delikatne rozwinięcia
i wariacje w obrębie sztywno wyznaczonych ram gatunkowych. Cały ten tradycyjny
szkielet uzupełniają rzetelne, agresywne, złowieszcze, ponure wokalizy, które
jednak także nie wychylają się poza typowe standardy gatunku. Takie, bardzo
oszczędne podejście do środków wyrazu, z których złożony jest ten album
skutkuje tym, że poszczególne kompozycje są do siebie bardzo podobne i dzieje
się w nich niewiele. Dla jednych będzie to zaleta, dla innych wada, gdyż dzięki
tym monochromatycznym pejzażom dźwiękowym płytka ma transowy, hipnotyzujący
charakter, ale spora powtarzalność poszczególnych motywów skutkuje tym, że „Das
Flammenmeer” szybko robi się przewidywalna i w ostatecznym rozrachunku nieco
nudnawa. Mimo dosyć jednowymiarowego przekazu, z jakim mamy tu do czynienia nad
muzyką zawartą na tej płytce unosi się zimna, do pewnego stopnia tajemnicza, transcendentalna
atmosfera, która jest niewątpliwie największą siłą tego albumu, jednak szukać w
„Morzu Płomieni” większych ilości mroku, to próżny trud, gdyż jest go tam jak
na lekarstwo. Dziwnie optymistyczny feeling ma ta płytka jak na Black Metal. Brzmienie
jest równie minimalistyczne i szablonowe, jak zawarta tu muzyka, więc dźwięk
jest chropowaty, płaski i pierwotnie surowy. Choć absolutnie nie mam nic
przeciwko nieskomplikowanej, surowej muzie, to zmęczyły mnie te 52 minuty, to
nie moje wibracje, a poza tym nie ma znalazłem na tym krążku nic, co zachęciłoby
mnie do ponownego odsłuchania tej produkcji. Płytka przeznaczona wyłącznie dla
zdeklarowanych miłośników czarnej surówki.
Hatzamoth
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz